Niewidzialna praca przedsiębiorcy

 

W najnowszym numerze Robocze News tradycyjnie znajdziecie artykuł – reportaż z wizyty w firmie. Tym razem redakcja zawitała w siedzibie firmy Doorhoof w Luszowicach, gdzie Marcin Knapik opowiedział o kulisach pracy przedsiębiorcy.

 

"Jak mówi Marcin Knapik, praca przedsiębiorcy to taka niewidzialna praca. Efekty działań na placu budowy widać, powstają wykopy, potem infrastruktura. A praca w biurze albo w samochodzie jest niewidoczna.

 


– Wielu ludziom może się wydawać, że to żaden wysiłek tak tylko siedzieć pod dachem, ale to nieprawda. Mój syn pewnego dnia zliczył, że wykonałem ponad trzysta telefonów. Wszystkiego trzeba dopilnować, dowiedzieć się, sprawdzić. Pojechać w różne miejsca, skontrolować i ustalić. Spędzić długie godziny nad pisaniem przetargu. Nie ma urlopu, czasem nie ma nawet świąt w spokoju, żeby telefon nie dzwonił, żeby nie było jakiegoś problemu. Każdy ma swój sprzęt: operator ma maszynę, a przedsiębiorca obowiązkowo samochodową ładowarkę do telefonu, bo najlepszy smartfon nie wytrzyma takiej eksploatacji – tłumaczy Knapik.

 

 

Rok 2020 i początek 2021 były trudne. To wydaje się dość oczywiste, ze względu na pandemię. Ale nawet bez szalejącego wirusa przedsiębiorca musi zmagać się z wieloma przeciwnościami. Są takie okresy, kiedy trudno jest wygrać przetarg, a potem zacząć pracę. Konkurencja na rynku jest bardzo duża, wiele czasu zajmują rozmowy o kosztorysach, dopracowywanie szczegółów, dyskusje z urzędnikami. Bywa, że czas rozpoczęcia prac przesuwa się nawet o parę miesięcy. – Tak było na przykład w tym roku – zwykle w lutym coś się już „kręciło”, a tym razem zaczęło się dopiero w kwietniu – opowiada Knapik i dodaje, że zdarza się tak, że ktoś się uprze zabrać przetarg, zaniży cenę i choćby miał dołożyć do interesu, nie puści roboty. To nieuczciwe, nie tylko wobec konkurencji, ale też pracowników – no bo na czymś trzeba te ceny zbić, a materiały czy paliwo nie tanieją. Zdarzają się też firmy teczkowe, czyli rynkowe szkodniki, które zaniżają ceny, bo nie mają własnego sprzętu, nie zatrudniają pracowników, skupiają się tylko na wygrywaniu przetargów. Koszta są w takiej firmie mniejsze, wiadomo, bo nie musi inwestować w pracowników ani sprzęt. Cierpią na tym potem inni. A dobra firma powinna doinwestować ludzi. - Zacznijmy choćby od prostych rzeczy jak ubrania robocze czy koszulki z logo. Chciałoby się posłać operatora na kurs czy na Akademię, ale raz że nie zawsze jest z czego wyłożyć, a dwa – trudno o zaufanie do ludzi, kto wie, czy za chwilę inna firma nie zaoferuje operatorowi złotówki więcej na godzinę i takiego pracownika nie stracimy – wyjaśnia Knapik. Ale to nie koniec problemów. W tak specyficznej branży wszyscy w danym regionie się znają. O dobrego pracownika firmy muszą konkurować, podczas gdy nowych ludzi do pracy jest coraz mniej.

 


Jak wynika z relacji naszych gospodarzy, czasem trudno o kogoś choćby z prawem jazdy. COVID też nie pomógł – dwóch pracowników musiało przerwać pracę, na ich miejsce trzeba było kogoś znaleźć. Nie wspominając już o poszukiwaniu dobrego operatora – takiego, który nie tylko wykopie i trzaśnie drzwiami, ale świadomie podejdzie do pracy. – Niektórym się nie chce choćby nasmarować maszyny. I jeszcze mówi, że nasmarował, a z daleka słychać jak wszystko skrzypi. Potem coś się przez to psuje i mamy dylemat: zwolnić takiego pracownika? Kolejny może się okazać taki sam lub gorszy, a do tego dochodzi sporo problemów z wdrażaniem do pracy. Czasem lepiej takiego jednak zostawić, może nauczy się na błędach. Ludzie nie mają świadomości, że firma działa opierając się na wszystkich. Jeśli przedsiębiorca musi wyłożyć pieniądze na naprawę maszyny, to później może nie mieć na premie dla pracowników albo nowy sprzęt – podkreśla Knapik."

 

Pełną wersję artykułu można przeczytać na łamach 2/2021 numeru Robocze News. Zachęcamy do prenumeraty oraz do zamawiania darmowego egzemplarza.

© Wszelkie Prawa Zastrzeżone - 2015
Projekt i wykonanie SYLOGIC.PL