Technologia rzeczywistości rozszerzonej jest już dobrze znana w branży budowlanej - wystarczy zapoznać się z ofertą takich firm jak Sitech, oferuących systemy wspomagania pracy koparki połączone z cyfrową wizualizacją projektu na obrazie z kamery. Ale to nie koniec możliwości! Dowodzi tego projekt prowadzony przez specjalistów z firm Morrison Utility Services oraz Eurovia UK, mający pozwolić pracownikom... zobaczyć to, co znajduje się pod powierzchnią ziemi!

 

MUS YW Eurovia 2 1200x828

Na razie technologia testowana przez brytyjskie firmy nosi nazwę Augmented Visualisation of Underground Services (Avus) i ma się przydawać w wykonywaniu prac przy sieciach wodociągowych. Pozwala na wyświetlenie wizualizacji istniejącej infrastruktury podziemnej na obrazie z kamery smartfona czy tabletu, korzystając z technologii Augmented Reality. Obraz może być przedstawiony w formie planu 2D lub struktury 3D. Możliwość wyświetlenia projektów CAD wiąże się z dokładną lokalizacją urządzenia i wykrywaniem ruchów pracownika, co z kolei ma pozwolić na redukcję liczby przypadkowych uszkodzeń infrastruktury podczas wykopów.

 

Jak informują specjaliści z Morrison Utility Services, system może wyświetlać elementy instalacji podziemnych z dokładnością do 5 centymetrów. Aby uruchomić Avus potrzebne jest urządzenie z systemem operacyjnym Android 7, a dodatkowe urządzenia zwiększające dokładność lokalizacji smartfonu czy tabletu pozwolą na dokładniejszą pracę.

 

Firma SkyMul zaprezentowała niedawno swój najnowszy prototyp: pierwszego na świecie drona służącego do wiązania zbrojeń o nazwie SkyTy. Zgodnie z raportem opublikowanym w Suas News, zbrojenie to bardzo powtarzalna i niebezpieczna praca. Pracownicy są praktycznie przez cały czas ustawieni w bardzo niewygodnych, obciążających układ szkieletowo - mięśniowy pozycjach.

 

System SkyTy to jednostka naziemna, dron mapujący i parę dronów - robotników. Najpierw dron mapujący przelatuje nad wyznaczonym terenem i sporządza plan prac. Czujniki latającego brygadzisty pozwalają na automatyczne wykrywanie położenia prętów.

 

 

W drugim kroku, mapa sporządzona wcześniej jest realizowana. Drony podlatują do miejsc w których pręty się krzyżują i przewiązują je - tak jak na filmie poniżej.

 

 

Dział: Betoniarskie

 

Obserwowane obecnie trendy w technologii maszyn budowlanych nie pozostawiają wiele złudzeń - najważniejsze są teraz aspekty oszczędności, przyjazności dla środowiska i przechodzenia na łatwiej odnawialne źródła energii. Nie inaczej jest w gałęzi budownictwa: tu główny nacisk stawia się na te same aspekty. Jak podaje portal Inżynier Budownictwa na podstawie raportu EFL, w najbliższych latach możemy się spodziewać wzrostu popularności technologii poprawiających efektywność energetyczną, związanych z odnawialnymi źródłami energii, inteligentnych systemów w budownictwie, odzysku wody deszczowej oraz prefabrykatów. Bardzo prawdopodobne, że coraz więcej budynków powstanie w technologii druku 3D.

 

dom3d

Takie tendencie mają związek nie tylko z większą dbałością o środowisko. Wiele firm budowlanych już teraz ma problemy ze skompletowaniem kadry pracowniczej, co prowadzi do poszukiwania alternatywnych rozwiązań. Prefabrykacja elementów konstrukcji jest jednym z nich, i choć w Polsce panuje pewna zakorzeniona jeszcze od czasów PRL niechęć (wielka płyta), to specjaliści szacują, że już wkrótce coraz więcej budynków będzie powstawało z gotowych elementów.

 

Jest też bardzo prawdopodobne, że do łask powrócą konstrukcje drewniane, które wiele zyskały na rozwoju technologii i architektury. Dawniej naturalny materiał nadawał się jedynie do wznoszenia stosunkowo niewielkich konstrukcji, ale dziś można już z niego budować niewielkie biurowce!

 

Niezależnie od przyjętej technologii, obecnie liczy się gospodarka energią. Wiele mówi się o domach energooszczędnych i pasywnych - to nie puste slogany, a konkretne liczby. Dom energooszczędny powinien mieć zapotrzebowanie na energię maksymalnie 70 kWh na metr kwadratowy rocznie, co uzyskuje się dzięki wykorzystaniu materiałów o dużej izolacji cieplnej i odpowiedniemu ustawieniu domu na działce. Tymczasem dom pasywny cechuje kilkukrotnie mniejsze zapotrzebowanie na energię, rzędun 15 kWh na metr kwadratowy rocznie! Niestety, taki wynik można na razie osiągnąć jedynie dzięki bardzo precyzyjnym i kosztownym technologiom.

 

img395

Niestety, na drodze rozwoju stoi jedna główna przeszkoda - niepewność inwestorów i wykonawców. Szacuje się, że jedynie 13% przedstawicieli branży budowlanej to pionierzy, którzy chętnie sięgną po nowoczesne rozwiązania. Dlatego szersze wykorzystanie nadciągających nowości będzie wymagało oswojenia się - jak podano w raporcie, aż 6 na 10 przedsiębiorstw chętnie skorzsta z technologicznych nowinek, kiedy te zostaną sprawdzone i na dobre zagoszczą w świadomości społeczeństwa. Jednocześnie, Polska ma wielki potencjał by stać się liderem pod względem innowacyjności, zgodnie z raportem CEED (Central and Eastern Europe Development Institute).

 

 

Zdalna praca to luksus, który wydaje się nieosiągalny dla operatorów maszyn roboczych. A właściwie - wydawał się do czasu, kiedy CAT zaprezentował swoje najnowsze dzieło: CAT Command z możliwością sterowania koparkami czy ładowarkami zdalnie, bez względu na odległość.

 

d1b0dc525a9b3a98289c4c4736ebfc6bd98fc7d9aaef11e4ff7438b6247ed9c2a1167ca9f14f8ae139704df5552b9c049890.5fc5d34827631

Podczas wirtualnego spotkania z przedstawicielami marki, na przełomie listopada i grudnia zaprezentowano szereg nowości CATa: koparki gąsienicowe i kołowe oraz koparko - ładowarki. Prezentacje, które dotychczas odbywały się na żywo, przyjęły w tym roku zupełnie nową formę ze wzgledu na zagrożenie epidemiologiczne. Reporterzy, przedsiębiorcy i pasjonaci sprzętu jednej z najpopularniejszych marek na świecie mogli, zasiadając wygodnie przed komputerem czy telefonem, wziąć udział w prezentacji tegorocznych nowości oraz zapowiedzi tych, które zobaczymy w przyszłym roku.

 

Jednakże, najbardziej innowacyjne i futurystyczne wydaje się rozwiązanie nazwane CAT Command, które przeniosło termin "zdalne sterowanie" na zupełnie nowy poziom. Wykorzystując przeszło 30 letnie doświadczenie w badaniach nad maszynami autonomicznymi, inżynierowie CATa dali operatorom możliwość połączenia i sterowania zdalnie maszynami podczas kopania, ładowania, spychania czy zagęszczania. Co więcej, w razie potrzeby jeden operator może szybko przełączać się z jednej maszyny na inną, bez konieczności przesiadania się na inną konsolę, nie wspominając już o wychodzeniu z kabiny!

 

 

Szybko, łatwo, fabrycznie

 

 

86a0a9acf8573e9738b0ad624e0b038773ed5fa8968ec24d6e3617aca4c3c7e4e387221a37ca61518657119880420b2f2926.5fc5dac642e23

CAT Command jest w pełni zintegrowany z układem sterowania maszyn, co powoduje płynną i natychmiastową reakcję na polecenia operatora. Cały układ jest instalowany w maszynach fabrycznie i może być szybko przenoszony z jednego egzemplarza do innego, co znacznie zwiększa elastyczność.

 

Wersja CAT Command "line-of-sight" (ang. w zasięgu wzroku) pozwala na sterowanie zdalnie maszyną, która pozostaje w polu widzenia operatora, przy pomocy fal radiowych. Konsola jest zawieszana na wygodnych szelkach i obsługuje wszystkie funkcje maszyny. Zaletą takiego rozwiązania, w konkretnych stuacjach, jest to, że operator pozostaje na placu budowy, a jednocześnie nie musi wsiadać do maszyny by wykonywać zadania. Jednocześnie, nie jest wymagana dodatkowa infrastruktura komunikacyjna w miejscu pracy. Główną zaletą tej wersji CAT Command jest możliwość wysłania maszyny bez operatora w miejsce o zwiększonym ryzyku wypadku.

 

Ale to nie wszystkie możliwości - CAT poszedł krok dalej, umożliwiając sterowanie maszynami na praktycznie nieograniczoną odległość. Dzięki stacji roboczej połączonej z siecią wi-fi, operator może sterować dowolną maszyną z ciepłego biura, z dala od wszelkich zagrożeń i niedogodności. Dodatkowym wymaganiem jest instalacja kamer na maszynie, przekazujących obraz otoczenia do centrali, a także sprawne połączenie z siecią wi-fi w miejscu pracy. To właśnie stacja robocza umożliwia operatorom szybkie przełączanie się między maszynami, a także spokojną pracę, bez wibracji i potencjalnych zagrożeń. Jak mówili dziś przedstawiciele CATa, testy wykazały, że zastosowanie układu sterowania zdalnego przyczynia się nawet do mniejszego zużycia paliwa oraz części maszyn, ponieważ "oszczędzamy" na przejazdach normalnie wykonywanych w ramach przerwy czy zmiany operatora. Ale to jeszcze nie wszystkie zalety...

 

 

Bezpieczeństwo - jak w biurze

 

 

04def1f95bdbce46fdec374af5f0d7c18528e820aab45c47057cd402e56dcd46764d2917041e253a283d538630306a5c228a.5fc5d6b7958c0

Przedsiębiorstwa, które testowały CAT Command "na własnej skórze" zwróciły uwagę na cały szereg korzyści płynących z nowego rozwiązania. W niektórych sytuacjach, zamiast poświęcać czas i pieniądze na transportowanie pracowników do miejsca pracy, wystarczy ich zaprosić do biura. Dodatkowo, praca osób niepełnosprawnych czy po wypadku tymczasowo ograniczającym możliwości poruszania się jest znacznie ułatwiona. Maszyny pracują z mniejszymi przestojami i mniejszym zużyciem.

 

Niektórzy słuchacze dzisiejszego seminarium wyrazili obawy dotyczące bezpieczeństwa. W razie zerwania połączenia ze stanowiskiem, system bezpieczeństwa automatycznie wyłącza maszynę. Podobnie, jeśli operator z jakiegoś powodu opuści stanowisko pracy, czujnik obecności wykryje jego nieobecność i również zatrzyma koparkę czy ładowarkę. Niestety, CAT Command nie korzysta jeszcze z sieci 5G, więc konieczne jest zapewnienie wi-fi w miejscu pracy. Na razie nie przewiduje się także projektowania i produkcji maszyn całkowicie pozbawionych kabiny - jak mówił przedstawiciel CATa, użytkowników cieszy elastyczność, jaką daje możliwość wykorzystania maszyny zarówno do pracy zdalnej, jak "klasycznie".

 

CAT Command był testowany przez firmy zajmujące się pracą w niebezpiecznych warunkach, gdzie dotychczas ryzyko wypadku było zwiększone. Doskonałym przykładem są koparki pracujące przy załadunku kruszywa do ładowni barek towarowych, a także maszyny pracujące przy przeładunku popiołu. Instalacja systemu CAT Command w wersji line-of-sight zajmuje około 1,5 dnia, podczas, gdy instalacja non-line-of-sight to 2 do 2,5 dnia pracy.

 

 

LSU i Uniwersytet Rutgersa podjęły współpracę w celu stworzenia zintegrowanego, wielozadaniowego egzoszkieletu dla pracowników fizycznych. Urządzenie, ubierane jako część stroju roboczego, ma obniżać obciążenie organizmu podczas wysiłku, chronić życie i zdrowie, a także pozwalać na oszczędność czasu.

 

Naukowcy przyjęli trzy główne cele: opracować lekki, elastyczny i spersonalizowany egzoszkielet dla pracowników branży budowlanej; opracować oparty na uczących się maszynach system modelowania umiejętności i szkolenia w branży oraz zainicjować nowe, międzydyscyplinarne połączenia z partnerami przemysłowymi.

 

Jak mówił Chao Wang, jeden z asystentów naukowych LSU, obecnie na rynku znajdziemy parę modeli egzoszkieletów skierowanych do branży przemysłowych. Tymczasem, takie urządzenie przeznaczone do użytku na placu budowy musi być znacznie bardziej elastyczne, dynamiczne i skomplikowane. "To właśnie jest trudne w opracowywaniu egzoszkieletu, potrzebujemy czegoś, co pomoże wykonywać wiele różnych zadań. Pracujemy nad tym, by urządzenie było na tyle inteligentne, by łatwo rozpoznać intencje użytkownika i dostosować do nich swoje działanie".

 

Poza aspektami technicznymi, naukowcy zajmują się również zgłębianiem szczegółów pracy na budowie, by dokładnie poznać wykonywane prace i ruchy, jakie wykonują przy nich ludzie.

Każdego dnia ma miejsce kilka wypadków na skutek źle przymocowanego narzędzia roboczego, a niektóre z nich niosą za sobą poważne konsekwencje. Podczas, gdy pracownicy placów budowy doskonale znają zasady dotyczące bezpiecznej odległości od maszyny, nikt nie spodziewa się, że łyżka koparki nagle się odczepi.

 

 

Zgodnie z analizą przeprowadzoną w 2012 roku przez markę Steelwrist, wypadki związane z szybkozłączami zdarzają się głównie z dwóch powodów. Pierwszym jest sytuacja, w której operator zaczepi przedni wał narzędzia, ale nie trafi w tylny wał lub zwyczajnie zapomni sprawdzić, czy urządzenie trafiło tam, gdzie miało. To dzieje się zwykle wtedy, gdy uwaga osoby za sterami zostanie rozproszona.

 

 

Druga sytuacja zdarza się, kiedy operator nie chce zaczepiać narzędzia, a jedynie je przesunąć, więc zahacza jedynie przedni wał. Przenoszona w taki sposób łyżka może bardzo łatwo spaść i spowodować poważny wypadek.

 

 

Jak temu zaradzić? Steelwrist ma proste rozwiązanie: opatentowany system blokady przedniego sworznia FPL, czyli Front Pin Lock.

 

FPL

Po raz pierwszy system ten zaprezentowano w 2012 roku, a marka Steelwrist mogła zapewnić bezpieczeństwo użytkownikom swoich rotatorów i szybkozłączy. Od tego momentu, zarówno głowice uchylno-obrotowe jak i szybkozłącza posiadają ten system w standardzie. Warto podkreślić, że działanie mechanizmu nie wymaga dodatkowego zasilania elektrycznego, co skutkuje krótszym czasem montażu i redukcją kosztów. W związku z tym nie ma możliwości niepowodzenia pracy urządzenia poprzez np. zerwanie czy uszkodzenie kabla.

 

W 2017 roku firma poszerzyła swoje portfolio o w pełni hydrauliczne szybkozłącza SQ, które zyskują coraz większe grono zadowolonych klientów z branży wyburzeniowej, kanalizacyjnej i wszędzie tam, gdzie konieczna jest częsta zmiana narzędzi roboczych. Steelwrist kładzie duży nacisk na jakość i bezpieczeństwo swoich produktów. Ostatecznie wprowadzono system FPL drugiej generacji, który jest udoskonalony.

 

 

Na znaczne zwiększenie bezpieczeństwa wpływają dwie istotne innowacje, zastosowane w Front Pin Lock. Po pierwsze, przedni wał jest zamykany od razu, kiedy rozpoczyna się proces przyłączania narzędzia roboczego. Następnie, kiedy narzędzie jest w pełni zamocowane w szybkozłączu, operator widzi zieloną kontrolkę. W przypadku gdy złącze jest otwarte, wskaźnik jest czerwony – dokładnie wiadomo, kiedy można pracować, a kiedy jest to niebezpieczne! Działanie Front Pin Lock w porównaniu do standardowego szybkozłącza przedstawia poniższy filmik:

 

 

 

 

Oczywiście, takie rozwiązania nie gwarantują stuprocentowego bezpieczeństwa – w końcu ostateczna decyzja o pracy maszyny należy zawsze do operatora. Najważniejsze jest to, że eliminujemy ryzyko wypadku, jeśli operator przypadkowo nieprawidłowo przymocuje narzędzie robocze, nie zdając sobie z tego sprawy. Zamiast standardowego, czerwonego znacznika lub jego braku mamy znacznie bardziej wyrazisty, zielono – czerwony znacznik bezpieczeństwa. To prosta zasada działania jak w przypadku sygnalizacji świetlnej w ruchu drogowym.

 

Taki pomysł powstał z myślą o przygotowaniach do Mistrzostw Świata w Katarze, w roku 2022. Organizatorzy twierdzą, że zapewniając dodatkowe chłodzenie głowy pracownika polowego, zredukują ryzyko udarów cieplnych. Przypomnijmy, że Katar to kraj o raczej gorącym klimacie...

 

Kask ma być zatem ochroną podwójną. Jego głównym zadaniem będzie oczywiście ochrona mechaniczna, ale w konstrukcję wbudowany ma być również panel słoneczny podłączony do wiatraka. Ten będzie przepychał powietrze przez chłodnicę i kierował je na głowę i twarz pracownika. Zgodnie z opinią profesora Sauda Ghani, taki zabieg może zredukować temperaturę skóry głowy nawet o 10 stopni Celsjusza.

 

Obecnie w Katarze około 5 100 pracowników spoza kraju buduje stadiony na zbliżające się mistrzostwa. Temperatura w pustynnych regionach sięga 50 stopni Celsjusza. Dla nieprzyzwyczajonych do takiego klimatu osób może to stanowić naprawdę duży problem, powstaje zagrożenie życia i zdrowia. Wiele grup broniących praw człowieka oskarżyło organizatorów mistrzostw o naruszanie praw pracowników: niebezpieczne warunki pracy, niewłaściwe warunki mieszkalne i wkorzystywanie w pracy. Dlatego właśnie postanowiono sięgnąć po takie niecodzienne rozwiązanie.

 

Zgodnie z informacjami od agencji Reuters, pracownicy skarżą się na nadmierne temperatury w pracy i odwodnienie organizmu. Mimo, że organizatorzy wydarzenia ograniczają prace w najgorętszych okresach, około 260 ludzi poniosło śmierć w samym roku 2015 - właśnie ze względu na trudne warunki.

 

Autopilot Tesli jest już w zaawansowanej fazie testów. W internecie widzimy coraz więcej nagrań z przejazdów próbnych, w tym również takie, na których radarowy system "widzenia" samochodu połączony z elektronicznym "mózgiem" przewiduje kolizje i reaguje szybciej niż człowiek. Mowa tu nie tylko o kolizjach z udziałem samej Tesli, ale również te, które mają miejsce na drodze, w okolicy samochodu.

 

Warto zobaczyć nagrania. Samochód prowadzi się dynamicznie i z zewnątrz wygląda, jakby o wszystkim decydował kierowca. Drugie nagranie przedstawia szereg wypadków, których uniknął system wczesnego ostrzegania samochodu.

 

 

 

Na świecie zużywa się obecnie niezliczone liczby baterii. Nowoczesna bateria mogłaby nie tylko ograniczyć zanieczyszczenie, ale również pomóc ludziom mieszkającym w biedniejszych regionach świata. Naukowcy z Uniwersytetu Binghamton (Nowy Jork) stworzyli płaską baterię zasilaną przez bakterie.

 

Zasada działania wydaje się aż zbyt prosta. Kartka papieru chromatograficznego jest podzielona na paski. Katodę tworzą pasy pokryte azotanem srebra i warstwą wosku, a anodę - warstwa przewodzącego polimeru. By uruchomić baterię, składa się arkusz (liczba warstw wpływa bezpośrednio na wyjściowe napięcie), a następnie dodaje parę kropli wody z kulturami bakterii. Oddychanie komórek bakteryjnych stymuluje przepływ prądu.

 

Twórcy baterii nie ukrywają, że wraz z licznymi plusami takiego rozwiązania pojawia się szereg minusów. Po pierwsze, do uruchomienia ogniwa potrzebna jest manualna praca: złożenie arkusza w odpowiedni sposób. Każda nieciągłość w szeregu katoda - anoda, przypadkowe wolne przestrzenie czy przerwanie arkusza powoduje potencjalny spadek mocy. Niewielki jest też wytworzony prąd (naukowcom udało się jak dotąd wytworzyć 31 mikrowatów przy natężeniu 126 mikroamperów, przy wykorzystaniu sześciu złożonych baterii). Ale nie to jest tu najważniejsze: arkuszowe baterie rozwiązują w znacznym stopniu problem transportu. Przydać się mogą w sytuacjach kryzysowych, podczas klęsk żywiołowych. Jeśli taka bateria może zasilić sprzęt monitorujący funkcje życiowe w miejscu całkowicie bez dostępu do prądu elektrycznego - wynalazek z pewnością można uznać za udany.

 

Reaktor produkujący paliwo bezpośrednio z CO2 zawartego w powietrzu atmosferycznym ma być wkrótce przetestowany.

 

Wszelkie paliwo, które zużywamy produkuje dwutlenek węgla. Ten z kolei wędruje do atmosfery, a to prowadzi do problemów ze zmianami klimatycznymi. Nowoczesny reaktor, stworzony przez firmę Ineratec ma pobierać węgiel z powietrza i przetwarzać go na paliwo. Mowa o stworzeniu produktu - wiele słyszy się o próbach destylowania alkoholi lub wiązania włókien węglowych z węgla atmosferycznego, które jednak nie przynoszą na razie wymiernych efektów. Tym razem firma celuje we wprowadzenie na rynek produktu.

 

Zasada działania reaktora jest prosta: CO2 jest pobierane z powietrza przy pomocy energii słonecznej. Węgiel zawarty w tlenku jest następnie łączony z wodorem pozyskanym w procesie elektrolizy w długie łańcuchy węglowe. Co ciekawe, reaktor ma byc kompaktowy i mieścić się w objętości typowego kontenera. Przy jego pomocy będzie można produkować benzynę, olej napędowy i naftę oczyszczoną. Będzie można także ustawić urządzenie do produkcji paliw bezpośrednio z gazów wydechowych różnego rodzaju.

 

Program testów trwa obecnie na terenie Finlandii. Czas możliwego wprowadzenia na rynek szacuje się na rok 2018.

 

Przedsiębiorcy chętnie kupują maszyny spełniające normę spalania Tier 3. Niedawno przeprowadzone badanie wykazało (dane pochodzą od IEDA, czyli Independent Equipment Dealers Associacion, ang. Niezależne Stowarzyszenie Dystrybutorów Sprzętu), że wprowadzone normy emisji spalin Tier 4 zwiększają zapotrzebowanie na maszyny o mniej skomplikowanych i mniej kosztownych układach wydechowych. Odnotowano wzrost ceny sprzętu nawet o 20%, a wielu ankietowanych twierdziło, że dobrej jakości maszyny trudno dziś znaleźć.

 

Badanie wykazało też, że użytkownicy nie są pewni w jakim stopniu maszyny Tier 4 będą traciły na wartości. Tu zdania są podzielone: jedni uważają, że taki sprzęt nie zachowa swojej wartości na długo, inni natomiast twierdzą, że urządzenia o zredukowanym spalaniu będą pożądane na wielu budowach.

 

Obecnie na rynku wtórnym znajduje się niewiele maszyn Tier 4. IEDA twierdzi, że poczekamy jeszcze około 4 do 8 lat, zanim ich liczba stanie się dominująca.

 

Dron to w gruncie rzeczy nie maszyna budowlana i kojarzy się raczej ze zdalnie sterowaną kamerą... Niemniej jako nośnik urządzeń ma niezliczone zastosowania, które mogą przysłużyć się również na placach budowy i w podobnych miejscach.

 

Przede wszystkim, niewielkie latające maszyny mogą być wyposażone w cały szereg czujników i skanerów, wykrywających promieniowanie czy pomagających tworzyć mapę terenu. Służą zatem jako "zwiadowcy", automatyczni kartografowie i oczy specjalistów w miejscach w które ci nie mogą samodzielnie dotrzeć.

 

Z miejsc w które dociera dron wymienić można choćby wnętrza kominów, niedostępne dachy budynków czy wnętrza rur. Bez problemu dotrą również w mniej dostępne zakątki zawalonych budynków, poradzą sobie w krajobrazie po trzęsieniu ziemi i innych kataklizmach. Przy ich pomocy można także monitorować postęp w pracach.

 

Parę przykładów: francuska firma Vinci używa dronów do skanów topograficznych na kamieniołomach, a także inspekcji linii wysokiego napięcia. W Stanach Zjednoczonych firma Betchel zjednoczyła się z producentem dronów Skycatch by stworzyć technologię pomagającą w zarządzaniu projektem. W Nowej Zelandii używa się dronów do monitorowania wzrostu roślin w wąwozach, a Urząd Usług Elektrycznych i Mechanicznych w Hong - Kongu sprawdza dronami rury pod kątem wycieku gazu.

 

Niestety, z dronami wiąże się również szereg problemów prawnych. Pod znakiem zapytania pozostają kwestie zabezpieczenia przestrzeni powietrznej w taki sposób, by zdalnie sterowane urządzenia latające nie kolidowały z pasażerskimi pojazdami. Dodatkową kwestią jest możliwość przelotu nad terenami prywatnymi, a także ochrona własności intelektualnej (na przykład problem przelotu nad boiskami w trakcie meczów, itp.).

Dział: Plac budowy

 

 

Równiarki to maszyny - w porównaniu do koparek, koparko-ładowarek czy ładowarek - mało "ciekawe". Podczas gdy pozostali bohaterowie placu budowy wykonują spektakularne ruchy, mają wiele funkcji i ogólnie bardziej przykuwają wzrok, równiarki, cóż... Po prostu przesuwają ziemię. Co robią producenci tych maszyn by uczynić je lepszymi? Koparki mają coraz bardziej kompaktową budowę, ładowarki popisują się uniwersalnością, a we wszystkich maszynach montuje się coraz bardziej komfortowe kabiny. Co z równiarkami? Odpowiedź wydaje się banalna, ale jeśli się nad tym zastanowić, jest również wyjątkowo trafna: równiarki coraz lepiej równają.

 

Głownym parametrem, który rośnie u równiarek jest moc. Przykładowo, w maszynach John Deere w ciągu ostatnich 15 lat odnotowano 40% zwiększenie mocy. To zupełnie naturalne: równiarki potrzebują odpowiednich środków do skutecznego równania różnego rodzaju gruntu. Ponadto, konieczność spełnienia wymogów spalania Tier 4 Final powoduje, że używane są ciężkie komponenty związane z recyrkulacją spalin - i to również muszą udźwignąć silniki. By zmieścić wszystko w konstrukcji maszyny trzeba często zwiększyć jej wymiary, a to kolejne dodatkowe kilogramy. Na szczęście w przypadku równiarek sprawa jest łatwiejsza niż, na przykład, ładowarek. Tu widoczność operatora nie jest aż tak kluczowym elementem, więc bez problemu można przedłużyć ramę lub powiększyć pokrywę silnika.

 

Bardzo ważną kwestią jest to, w jaki sposób wykorzystana jest coraz większa moc równiarek. Dlatego producenci wymyślają coraz nowsze sposoby przeniesienia napędu: na wszystkie osie, tylko na przednią oś, etc. Podobnie jest z przeniesieniem momentu obrotowego podczas jazdy przy niskich prędkościach (czyli podczas pracy maszyny). Przykładowo, Komatsu posiada unikatowe rozwiązanie zwane konwerterem momentu obrotowego, który zwielokrotnia siłę uzyskiwaną z silnika.

 

Ale moc i moment to nie wszystko. Niektórzy przedsiębiorcy korzystają z możliwości tych mniejszych maszyn, które również się rozwijają. Mniejsze równiarki wykorzystuje się na przykład do utrzymania dróg żwirowych: tam nie jest potrzebna ani znaczna masa, ani duża moc. Kwestia niewielkich równiarek nie jest jeszcze zbyt popularna, ale dynamicznie się rozwija. Takich urządzeń można też używać do usuwania śniegu. Tu doskonałym przykładem może być model 601 marki Basic Equipment - jedyna niewielka równiarka w ofercie z silnikiem Kubota o mocy jedynie 49,5 KM. Konkuruje z ładowarkami w wykonywaniu zadań związanych z precyzyjnym równaniem - na przykład na polach golfowych czy boiskach.

 

Caterpillar wprowadził ulepszenia w maszynach serii M - mowa o trzech niewielkich ładowarkach, które wejdą do sprzedaży w roku 2017. Modele 926M, 930M i 938M nie zmieniły się wprawdzie pod względem głównych parametrów, ale wielu skorzysta z nowinek "kosmetycznych"...

 

Główną zmianą jest obecność systemu Payload Management. W kabinie zainstalowano drugi monitor, na którym można personalizować sterowanie i stworzyć profile poszczególnych operatorów. Nowy wyświetlacz posiada wygodną klawiaturę typu QWERTY. Ten sam monitor obsługuje system Cat Payload Management (CPM), który ma za zadanie zredukować liczbę cykli roboczych przez informowanie operatora o aktualnym obciążeniu łyżki i ilości materiału na wozidle. Dzięki drukarce, każdy może wydrukować sprawozdanie z pracy, zawierające całkowitą wartość przewiezionego materiału, liczbę załadowanych ciężarówek, etc.

 

Kolejne ulepszenia polegają na zamianie pewnych elementów gumowych na lepiej wykonane i trwalsze, stalowe części. Nowoczesne systemy smarowania pozwalają operatorowi na zdalne wywołanie smarowania w poszczególnych podzespołach lub po prostu w całej maszynie, jeśli zajdzie taka potrzeba.

 

"Słońce w słoiku" to idea, którą usiłują rozwinąć naukowcy na całym świecie. Generator tego rodzaju miałby produkować energię na takiej samej zasadzie jak czynią to gwiazdy - tyle, że na powierzchni Ziemi. Założenia mówią również, że wynalezienie i usprawnienie urządzenia może zapewnić nam nieskończoną energię, na zawsze...

 

Zgodnie z doniesieniami z naszego kontynentu - konkretnie z Niemiec - właśnie poczyniono kolejny duży krok w stronę stworzenia "gwiazdy w słoiku". Reaktor Wendelstein 7-X pracuje zgodnie z planem. Właśnie wygenerował swoją pierwszą dawkę plazmy wodorowej po pierwszym rozruchu. Jak działa taki reaktor? Dokładnie przeciwnie od atomowego: łącząc jądra lekkich atomów w większe, jednocześnie generując potężne dawki energii, bez promieniowania radioaktywnego. Paliwem jest tu zwyczajny wodór, który dostarcza się po ekstrakcji z wody.

 

Problem, który na chwilę obecną jest największą przeszkodą to potrzeba wygenerowania niesamowicie wysokich temperatur do rozpoczęcia reakcji. Właściwie to temperatura jest tu tak wysoka, że każda substancja utrzymująca ją po prostu się spala. Tu z pomocą przyszło pole elektromagnetyczne: powstającą w reaktorze plazmę utrzymuje się z dala od wszelkich elementów konstrukcyjnych właśnie przy pomocy silnych magnesów. Dzięki temu wodór rozgrzany do 80 milionów stopni Celsjusza (!!!) nigdy nie styka się z materią stałą.

 

Marka John Deere ogłosiła produkcję nowej linii silników spełniających najnowsze europejskie normy emisji spalin Tier 5. Jednostki te będą wyposażone w najświeższe technologie związane z redukcją katalityczną, kalibracją emisji i zaawansowaną recyrkulacją spalin.

 

Jeśli chodzi o charakterystykę pracy, najnowsze silniki będą nastawione na wysoki moment obrotowy przy niskich obrotach silnika. W najnowszej linii znajdą się motory o pojemnościach 2,9 l, 4,5 l, 6,8 l, 9 l oraz 13,5 l oraz mocy od 48 KM do 600 KM.

 

1000 KM mocy, zasięg 1200 - 2000 km i możliwości standardowej ciężarówki: oto Nikola, czyli elektryczny transport drogowy. Baterie samochodu są wspomagane przez komórkę wodorową oraz aktywne hamowanie. Model nazywa się Nikola One i był zaprezentowany w maju tego roku jako potężny prototyp o 2000 KM mocy z turbiną na skompresowany gaz naturalny. Ten element porzucono na rzecz komórki wodorowej.

 

Dzięki zastosowaniu napędu elektrycznego, Nikola może dostarczać moc i hamować 15 razy sprawniej niż standardowe samochody z silnikiem diesla. Sterowanie jest wspomagane przez system wektorowania momentu obrotowego, który kontroluje prędkość każdego z kół. Środek ciężkości pojazdu znajduje się zdecydowanie niżej niż w typowej ciężarówce z silnikiem diesla, a baterie litowe są wbudowane w ramę, redukując swoim ciężarem szanse na przewrócenie całej konstrukcji.

 

Obecnie szacuje się koszt zakupu pojazdu na 400 000 $, z miesięczną ratą 5 000 $ do 7000 $. Część umowy gwarantuje nielimitowane tankowanie wodoru dostępne dzięki sieci 364 stacji, które mają być ukończone do początku roku 2019 - oczywiście mowa o USA.

Dział: Transport

 

Równiarki pracujące przy wykończeniu nowych dróg cieszą się dużą uwagą ze strony producentów sprzętu: ostatnio mamy bardzo wiele innowacji prowadzących do automatyzowania pracy tarczy równającej, czyli automatycznego poziomowania. Ale wciąż, te maszyny sa jedymi z bardziej skomplikowanych i trudnych do obsługi. Dlaczego?

 

Po pierwsze, przedsiębiorcy mają poważne problemy z utrzymaniem przy sobie dobrych, doświadczonych operatorów. Nawet zdaniem managera produktów marki John Deere, Lukea Kurth, stanowi to spory problem. "Jeśli już uda się nam znaleźć operatora o dobrych kwalifikacjach, który od razu wskoczy do maszyny i będzie skutecznie wykonywał pracę, nie zawsze zdaje sobie sprawę ze specjalnych możliwości maszyny. Wiele nowoczesnych systemów po prostu się wtedy marnuje." - mówił przedstawiciel JD.

 

Mowa na przykład o napędzie na sześć kół. Takie rozwiązanie dostarcza nawet jedną trzecią mocy więcej bezpośrednio na lemiesz. A wielu operatorów nie ma pojęcia, po co w ogóle istnieje taka opcja.

 

Kolejną niedocenioną technologią bywa właśnie automatyczne poziomowanie. Specjalista d.s. sprzedaży marki Case, John Bauer, twierdzi, że jest to bardzo duże niedopatrzenie. "Jednym z największych kroków naprzód, jakie może zrobić przedsiębiorca jest właśnie zainstalowanie w maszynie automatycznego systemu poziomowania. Oszczędność na poprawkach, których przecież inaczej nie da się uniknąć, jest bardzo duża."

 

Są też systemy stabilizacji lemiesza, jeśli poruszamy się po nierównym terenie, a także stały wzrost mocy w tych maszynach. Dlatego bardzo ważne są szkolenia i praktyka dla operatorów - technika prowadzenia nowoczesnej, mocnej równiarki różni się diametralnie od prowadzenia maszyny starszej.

 

Oto parę wskazówek dla operatorów, któe mogą być pomocne w pracy:

 

- Zwizualizuj efekt swojej pracy

- Jeśli lemiesz jest zamontowany poprawnie, będą potrzebne tylko drobne poprawki.

- Równiarka jest zaprojektowana do wykonywania swojej pracy. Poznaj sterowanie, by móc korzystać w pełni z jej możliwości. Eksperymentuj z różnymi opcjami tam, gdzie jest to możliwe.

- Kontroluj prędkość - zbyt szybka jazda będzie powodowała podskakiwanie lemiesza, a to z kolei pozostawi na drodze fałdy.

- Jeśli poczujesz, że tarcza podskakuje, natychmiast zmień kąt nachylenia lemiesza by go uspokoić.

- Podniesienie lub obniżenie jednego z końców tarczy ma delikatny, odwrotny efekt na jej drugiej stronie.

- Przekręcenie tarczy na zewnątrz obniży zewnętrzny koniec i podniesie wewnętrzny. Czasem może to być użyteczne, a cała operacja odbywa się przy pomocy jednej dźwigni.

 

Święta nadchodzą wielkimi krokami, a wraz z nimi - prezenty. Wśród nich w znacznej części zabawki, a więc plastik, plastik, plastik. Wiecie, że szacunkowo w oceanach pływa obecnie około 250 milionów ton plastikowych rzeczy? Niestety, każde święta przyczyniają się do takiego stanu rzeczy, zachęcając nas do kupowania coraz nowszych produktów z popularnego materiału. Rozwiązanie? Opcja samozniszczenia w zabawkach, nad którą pracują naukowcy z Uniwersytetu Penn State z Scottem Phillipsem na czele.

 

Temat wydaje się śmieszny, ale dotyczy naglącego problemu. Mowa o stworzeniu możliwości pozbycia się plastiku skutecznie i szybko - zaczyna się od zabawek, następne mogą być przedmioty codziennego użytku. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, potencjalne plastikowe śmieci otaczają nas na każdym kroku. Recykling materiału jest energochłonny i obecnie niezbyt skuteczny. Na temat rzeczywistego czasu rozkładu plastiku możemy jedynie snuć domysły, obecnie wiadomo, że na wysypiskach znajduje się elementy liczące sobie już ponad 50 lat. Wyraźnie widać, że dziwna wizja Scotta Phillipsa może być dla naszego środowiska bardzo przydatna, o ile okaże się możliwa...

 

Twórca oprogramowania, firma Modustri stworzyła system monitorowania zużycia części maszyn Caterpillar. Dzięki temu można będzie przewidzieć, co się wkrótce zużyje i kiedy wymagana będzie naprawa. Wcześniej ta sama firma współpracowała z CAT przy tworzeniu HDE Inspection Kit (narzędzie do ultradźwiękowej inspekcji stanu pojazdu).

 

Nowy system pozwala dostawcom sprzętu śledzić terminy przeglądów i pomóc klientom bardziej efektywnie zarządzać swoimi flotami maszyn. "Dostawcy nie są już zależni od potężnych baz danych na temat napraw, na podstawie których tworzyło się dotychczas prognozy." - mówił David Hamady, wicedyrektor sprzedaży i marketingu Modustri - "Nasza współpraca z Caterpillar stworzyła platformę, która zrewolucjonizuje przemysł przez zapewnienie dostawcą maszyn możliwości użycia danych efektywnie i przewidywalnie. Co za tym idzie - obiżyć koszta, zwiększyć zadowolenie klienta."

Strona 1 z 6
© Wszelkie Prawa Zastrzeżone - 2015
Projekt i wykonanie SYLOGIC.PL