+48 22 731 70 88
Firmy budowlane z Dolnego Śląska ruszyły na pomoc powodzianom, w Stroniu Śląskim ze skutkami zalania zmagał się Adam Sawicki - operator i właściciel firmy Adams.
Woda, która 15 września przełamała tamę na rzece Morawka, wdarła się do Stronia Śląskiego i Lądka Zdroju oraz okolicznych osad, powodując zniszczenia domów, dróg, drzew. Zwalniając i tracąc impet zostawiła po sobie szczątki: fragmenty budynków, samochody, masę piasku, kamieni oraz błota.
Bardzo szybko, dzięki działaniom w mediach społecznościowych, ruszyła akcja pomocy powodzianom. Na miejscu zjawiły się także firmy budowlane chętne do pomocy. Adam Sawicki – operator i właściciel firmy Adams – przyjechał do Stronia Śląskiego wraz ze swoimi operatorami, kierowcą i koparką.
Sawicki prowadzi firmę od 2017 roku, zajmuje się robotami ziemnymi, na przykład przy budowie obiektów sportowych. Często współpracuje z większymi przedsiębiorstwami budującymi stadiony.
Jego firma ma siedzibę w Cieszynie i oddział w Tułowicach koło Warszawy. W parku maszynowym ma koparkę kołową i gąsienicową – obie wyposażone w Rototilt, 20-tonową ładowarkę kołową, zestaw niskopodwoziowy do transportu maszyn, samochód pięcioosiowy, wywrotkę i walec. Właściwie wszystko czego potrzeba do budowy dróg, hydrotechniki czy wykopów.
Na powódź szef Adamsa ściągnął swoją koparkę Komatsu 210, a także nożyce kruszące, łyżkę ażurową i zagęszczarkę – cały osprzęt MTS kupiony wcześniej od firmy DT Automatyzacja. Te sprzęty sprawdziły się między innymi przy wyrzucaniu naniesionego materiału z koryta rzeki.
– Tu na miejscu usłyszeliśmy, że jest ciężki teren, ale sobie poradziliśmy. Moi operatorzy nie boją się wjechać w wodę – zaznacza przedsiębiorca.
W okolicy ulicy Polnej w Stroniu Śląskim było około dwóch metrów naniesionych przez wodę szczątków. Pracy Adams miał ogrom, trzeba było separować drzewa i krzewy przyniesione przez wodę, uprzątać teren.
– Usypywaliśmy wał, a potem moja maszyna szykowała platformę pod kontenery, które przywiozło wojsko – opisuje Sawicki. Jego firma prowadziła też prace rozbiórkowe zniszczonych budynków mieszkalnych.
Już po powodzi 5 października Adam Sawicki pojechał na targi eRobocze SHOW na Lotnisku Krzywa w gminie Gromadka. Tam udało mu się załatwić do usuwania skutków zalania ładowarkę LiuGonga, a firma DT Automatyzacja zgodziła się na 2–3 tygodnie przysłać maszyny na teren powodzi.
Na targach osoby chętne do pomocy otrzymały numer telefonu do Natalii i Tomka Skierkowskich, którzy organizowali pomoc dla Stronia Śląskiego. Pani Natalia jest radną Stronia Śląskiego, jej mąż ma firmę transportową. Ich dom również zniszczyła woda. Dzięki uprzejmości firmy Join Tech otrzymali tymczasowe lokum – kontener o powierzchni 28 metrów. Wcześniej spali w samochodzie i pilnowali otoczenia przed szabrownikami. Natalia Skierkowska przekazywała transporty rzeczy dla powodzian, zajmowała się logistyką, pozostawała w kontakcie z wojskiem.
W Stroniu Śląskim do domów wróciła już woda, gaz i prąd, jednak wciąż widoczne są kopce śmieci, gruzu i złomu. Wielu ludzi nadal nie wie czy będzie można się w ogóle odbudować na swoich działkach. Pracy jest wciąż dużo, a czasu coraz mniej, bo wszyscy zdają sobie sprawę, że trzeba zdążyć przed nadejściem mrozów.
Artykuł na temat pomocy po powodzi ukazał się w numerze 4/2024 ROBOCZE NEWS. W kwartalniku znajdziesz wiele podobnych reportaży z życia operatorów, przedsiębiorców i maszyn roboczych, a także mnóstwo ciekawostek, technikaliów i nowinek. Zachęcamy do prenumerowania ROBOCZE NEWS!
Klaudia Zastawna to operatorka, która pracuje na wielu maszynach, a praca bez nowych wyzwań ją nudzi.
Klaudia Zastawna ma 28 lat, od 10 lat pracuje na maszynach. Pochodzi z Gdańska. Jest członkinią Klubu Operatorów Volvo. Robocze News odwiedza ją na nocnej zmianie, to właśnie o tej porze na składnicy firmy Fast Track Logistic poruszają się ładowarki przerzucające węgiel z przycumowanego nieopodal statku na hałdy, nad którymi z kolei mozolnie pracują przesiewacze.
W oddali widać portowe żurawie. Ciężarówki raz po raz ustawiają się na wadze. Po zważeniu, materiał trzeba przesiać przy pomocy sortownika, dzieląc na typowe frakcje: orzech, ekogroszek, miał. Później, już podzielony, węgiel trafia na przykład bezpośrednio wagonami do elektrociepłowni.
– Czuję się bardziej pracowniczką portu, nie firmy. Kocham pracę w porcie, no i oczywiście tutejsze wschody i zachody słońca – opisuje Zastawna.
[...]
Firma Fast Track jest dla Klaudii stosunkowo nowym miejscem pracy.
– Na początku, kiedy się zatrudniłam, były tu tylko trzy ładowarki. Potem zaczęła się wojna i kupiono więcej maszyn, trzeba było nawet sięgnąć po usługi podwykonawców. Tych ładowarek było coraz więcej. Ktoś to musiał zacząć kontrolować, ile tego pracuje. Samo z siebie wyszło tak, że przez jakiś czas miałam „pod sobą” 18 ładowarek i składy kolejowe – opowiada Klaudia.
Dla operatorki istotne jest w pracy to, że w procesie rozładunku, sortowania i wysyłki towarów do kolejnych odbiorców jest w stanie pracować praktycznie na każdym etapie. Być każdym z „ogniw”.
Po przycumowaniu statku trzeba go rozładować przy pomocy odpowiednich maszyn – jakich, zależy od materiału. Bywa, że do ładowni wjeżdża się koparką, kiedy na przykład przypływa transport śruty czy soli. Innym razem wszystko jest załatwiane dźwigiem. Zdarza się, że istnieje konieczność czyszczenia ładowarką ładowni statku, ponieważ załoga nie zgadza się na stalowe gąsienice.
Czasami ładownia ma dużo wręgów albo bardzo skomplikowaną kubaturę i przyda się dużo tyczek i łopat. W większości statki z branży kruszyw są samowystarczalne – samowyładowcze mają typowe podłogi z sypami oraz zmechanizowaną część od poboru materiału taśmą aż do wyrzutu na plac.
Statki drobnicowe potrzebują dużo pracowników fizycznych. Transportują towar wszelakiej maści, od kartonów z owocami, odzieżą, workami, po szyny kolejowe, slaby, walcówki stalowe, a nawet towary ponadnormatywne jak czołgi, pojazdy, dźwigi, konstrukcje do stoczni i oczywiście kontenery.
Materiał sypki trzeba zeskładować. Przechowuje się go albo na placu przy nabrzeżu lub magazynie/hali, ładuje bezpośrednio na samochody lub od razu workuje, jak w przypadku nawozów.
Trzeba go jeszcze w międzyczasie podzielić na frakcje. A przez port przewalają się ogromne ilości przeróżnych materiałów: cukru (w workach), zbóż, piasku, węgla, drewna nawozów, złomu, odpadów. Każdy wymaga odpowiedniego podejścia.
– W zależności od sytuacji na każdym stanowisku przydaje się suma zdobytych doświadczeń. Również praca na łopacie ma dla mnie sens, bo po prostu lubię swoją branżę. Poza tym, właśnie w takiej pracy najlepiej się odnajduję, jak każdego dnia dzieje się coś innego, wcale nie muszę być zawsze operatorką. W każdym razie, bez rozwoju w danej firmie szybko się nudzę – tłumaczy Klaudia.
Zdarzają się takie sytuacje w zespole, że sami dzielą się pracą. Ustalają na początku zmiany kto dziś będzie brygadzistą, kto koparkowym, kto będzie „na wahadle”. W takich sytuacjach przydaje się doświadczenie zdobyte na różnych stanowiskach pracy.
To podejście nie jest w tym miejscu niczym dziwnym, operatorzy pracujący na terenie portu i w jego okolicach są często polecani do pracy między firmami. Port jest miejscem zależnym od polityki. Wraz ze zmianami w rządzie, zmieniają się zarządy, szefowie odchodzą i przychodzą. A pracownicy w zasadzie zmieniają tylko pracodawców i place, na których akurat stoją maszyny. Funkcjonują nawet takie firmy jak Rezerwa Portowa i Port Rezerwa, które wynajmują operatorów i innych pracowników do pracy jako obsadę luk w obsłudze portu.
[...]
To jedynie fragment reportażu, jaki ukazał się w pierwszym numerze Robocze NEWS w 2024 roku. Więcej autorskich tekstów branżowych, a także wieści prosto z placu budowy i technologii maszyn budowlanych możesz zaprenumerować do domu w wersji papierowej lub cyfrowej!
Na łamach nuemru 3/2023 Robocze NEWS pojawił się wywiad z Małgorzatą Szczypką-van Heeswijk, managerką projektów BIM. W obszernym tekście dowiadujemy się jak wyglądają kulisy pracy z tajemniczym "BIMem" i co może czekać nas w najbliższej przyszłości.
"Pani stanowisko pracy nazywa się „BIM Project Manager”. Co to oznacza w praktyce? Czym się Pani zajmuje na co dzień?
BIM to oczywiście branża, w której pracuję, natomiast człon „project manager” wskazuje na szeroki zakres obowiązków wychodzących poza zadania związane z samą technologią. Samodzielnie zarządzam własnymi projektami na każdym etapie ich cyklu życia: od utworzenia oferty, jej zakresu i budżetu, przez realizację zamówionych przez klienta usług po nadzór płynności finansowej. W tym ostatnim wspiera mnie asystentka z działu finansowego, jednak ostateczna odpowiedzialność leży po mojej stronie.
Jeśli chodzi o sam BIM, świadczone przeze mnie usługi można podzielić na trzy grupy: koordynacja BIM, inwentaryzacja BIM oraz BIM consulting.
Większość moich zadań dotyczy koordynacji BIM. Są to projekty o najdłuższym cyklu życia i największej różnorodności. Na początkowym etapie projektu opracowuję indywidualny plan BIM, na kolejnych etapach dbam o jego realizację, regularnie sprawdzam jakość modeli tworzonych przez projektantów i raportuję wyniki mojej pracy.
Coraz większą popularność zdobywa usługa inwentaryzacji BIM. Inwestorzy oczekują dokładnego modelu stworzonego na podstawie chmury punktów powstałej w wyniku skanowania laserowego, zwykle na potrzeby związane z remontami. Ten rodzaj usługi przynosi szczególne korzyści w przypadku obiektów historycznych o skomplikowanej geometrii, ale można go też stosować w inwentaryzacji obiektów przemysłowych czy mieszkaniowych. Moim zadaniem jest wybór wykonawcy dokonującego skanowania, przygotowanie specyfikacji i kontrola jakości chmury punktów, a także nadzór samego procesu modelowania i jego zgodności z wymaganiami klienta.
W zakres trzeciej grupy usług wchodzą m.in. szkolenia z zakresu BIM oraz pomoc innym podmiotom w zakresie opracowywania własnych standardów dla tej technologii.
Czy w Finlandii BIM jest wymagany przy realizacji projektów? Czy prywatni inwestorzy korzystają z BIM?
Aktualny stan prawny nie narzuca obowiązku korzystania z BIM. Najczęściej implementacji BIM wymagają deweloperzy budowlani, duże podmioty planujące inwestycje związane z własną działalnością, a także podmioty publiczne. Coraz więcej gmin ma dokładnie sprecyzowane cele związane z BIM-em w budynkach użyteczności publicznej. Takie inwestycje lubię koordynować najbardziej, ponieważ mam nadzieję, że przyczyniam się do lepszej jakości przestrzeni, z których będzie korzystać szerokie grono użytkowników – być może również ja i moi bliscy.
Jak wygląda w Finlandii kwestia regulacji prawnych?
W najbliższej przyszłości zajdą duże zmiany w tej kwestii. Na 2025 rok planowana jest gruntowna reforma prawa budowlanego, w wyniku której wszyscy inwestorzy będą musieli przedstawiać dokumentację w formatach cyfrowych, aby uzyskać pozwolenie na budowę. Będzie to dotyczyć także obiektów, w przypadku których obecnie BIM nie jest stosowany na większą skalę, takich jak domy jednorodzinne.
Jednym z warunków uzyskania pozwolenia na budowę będzie przedstawienie zakresu projektu w formacie IFC z prawidłowo wprowadzonymi danymi, aby umożliwić częściowo zautomatyzowany proces sprawdzania projektu. Sam trójwymiarowy model nie będzie zatem wystarczający. Kluczowe będą także zawarte w nim dane, takie jak właściwości zastosowanych materiałów budowlanych oraz parametry urządzeń czy instalacji.
[...]
Jakie kompetencje powinna posiadać osoba pracująca z BIM? Jakie stanowiska pracy i specjalizacje są potrzebne do pracy z takimi projektami?
W ramach branży BIM można znaleźć kilka, a nawet kilkanaście ścieżek kariery, od modelowania przez koordynację po zarządzanie informacją. Najlepiej odnajdą się w niej osoby lubiące interdyscyplinarne wyzwania na styku branży budowlanej, IT oraz zarządzania.
Dla projektantów i modelarzy poza wiedzą z zakresu własnej branży oczywiście najbardziej istotna będzie dobra znajomość oprogramowania i wytycznych dotyczących dokumentacji oraz umiejętność prezentacji rozwiązania projektowego w zrozumiały i atrakcyjny sposób. Poza tym profesjonalistom przydadzą się także umiejętności z zakresu programowania lub korzystania z rozwiązań typu Grasshopper czy Dynamo. W najbliższej przyszłości z pewnością znaczenie tych kompetencji będzie wzrastać.
Z kolei koordynatorzy BIM to często osoby o szerokiej wiedzy ogólnej z różnych dziedzin, potrafiący zaplanować odpowiednią strategię implementacji BIM w projekcie, przekonać do niej zespół, oraz konsekwentnie egzekwować stosowanie się do ustalonych zasad – te dwa ostatnie zadania bywają większym wyzwaniem niż kwestie technologiczne.
Biorąc pod uwagę, że nakład pracy koordynatora BIM w projekcie ma znacznie mniejszy wymiar niż w przypadku chociażby projektantów, typowy grafik pełnoetatowego koordynatora może zawierać jednocześnie kilka, a nawet kilkanaście projektów w danym okresie. To wymaga dużych umiejętności zarządzania nie tylko projektami, ale także własnym czasem. Każda inwestycja to nie tylko sam projekt, ale także budowanie relacji z zespołem składającym się z wielu osób – umiejętność szybkiego łączenia faktów, ludzi, firm i dokumentów oraz dobra pamięć są wręcz niezbędne!
Obecnie niemal wszystkie spotkania w projekcie są prowadzone zdalnie, co znacznie utrudnia nawiązanie relacji. Codziennością koordynatora BIM jest przekazywanie informacji o kwestiach, wymagających korekty lub przemyślenia na nowo oraz znalezienie kompromisu pomiędzy branżami. Wirtualne spotkania zdecydowanie nie ułatwiają komunikacji w sytuacjach potencjalnie konfliktowych, dlatego umiejętność stworzenia płaszczyzny porozumienia jest bardzo cenna.
Dla osób myślących strategicznie ciekawym stanowiskiem może być także BIM Manager. W moich projektach najczęściej są to reprezentanci inwestora opracowujący lub egzekwujący wytyczne dotyczące BIM-u w projektach swojego klienta bądź pracodawcy. BIM Managerowie zatrudnieni są także w biurach projektowych w celu rozwoju wewnętrznych standardów pracy w technologii BIM.
Warto zaznaczyć, że wymienione przeze mnie nazwy stanowisk występują dosyć powszechnie w budowlano- -inwestycyjnym krajobrazie, ale nie są sztywno zdefiniowane. Zakres zadań każdej z ról może się zmieniać w zależności od firmy, inwestycji oraz miejsca na świecie. W Finlandii jest on opisany we wspomnianych już wcześniej standardach YTV2012, ale w ramach danej firmy lub projektu mogą występować indywidualne ustalenia".
To jedynie fragment całego wywiadu, który można przeczytać w całości w numerze 3/2023 magazynu branżowego Robocze NEWS. Zachęcamy do prenumerowania!
Na łamach najnowszego numeru Robocze News wiele stron poświęcono technologii BIM, która stopniowo "wchodzi na salony" w świecie inwestycji budowlanych. O co dokładnie chodzi i czymjest tajemniczy BIM, wyjaśniono w jednym z artykułów; rozmowa na ten temat odbywała się także na scenie głównej eRobocze SHOW w Łobzie.
"BIM to skrót angielskiego sformułowania Building Information Modeling i oznacza technologię opracowywania projektów poprzez cyfrowe odwzorowanie wszystkich technicznych, fizycznych i funkcjonalnych właściwości obiektu. W praktyce oznacza to, że wykonawca, projektant, architekt, inwestor, projektanci i wykonawcy instalacji elektrycznych, wodnokanalizacyjnych, sieciowych, a także koordynator projektu mają dostęp do kompletnego modelu powstającej inwestycji.
Z technologii tej korzysta się coraz szerzej, a w niektórych krajach stała się już obowiązkiem w rządowych projektach. Dlaczego tak jest i jakie dokładnie korzyści można wyciągnąć z BIM? Wyjaśniamy.
Wszystko w jednym miejscu
Zacznijmy od korzyści. W przypadku stosowania BIM w dużym projekcie dość oczywistym plusem jest stała i pełna kontrola nad pracą wszystkich zaangażowanych stron. Wymiana informacji odbywa się oczywiście w chmurze, jest przejrzysta, dostępna dla wszystkich. Dzięki temu unika się wielu błędów i niedomówień, a to z kolei przekłada się na realne oszczędności czasu i kosztów.
Ponadto, technologia BIM stale ewoluuje i z czasem będzie zyskiwała na znaczeniu. Dziś jest swego rodzaju sposobem na automatyzację procesu projektowania i realizacji inwestycji. Inwestor również zyskuje lepszy sposób na obserwowanie postępu prac, a stosując odpowiednie narzędzia nie musi zgłębiać skomplikowanych dokumentów, zamiast tego kompilując dane w przejrzyste raporty.
Dzięki stosowaniu BIM można łatwo analizować realne koszty i zapotrzebowanie, lokalizować błędy i kolizje w dokumentacji, tworzyć innowacyjne rozwiązania w prostszy sposób, a także planować i zarządzać procesem inwestycji i budowania. Można też powiedzieć (i takie sformułowanie stosuje się w terminologii związanej z BIM), że technologia ta wprowadziła dodatkowe wymiary do projektu: czas, koszt, analizę energetyczną, zarządzanie nieruchomością oraz analiza ryzyka. Kto wie, być może w przyszłości będą się pojawiać kolejne.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez amerykańskie przedsiębiorstwo Autodesk zajmujące się technologiami cyfrowymi dla przedsiębiorstw produkcyjnych, najlepiej znają BIM architekci (65 proc. respondentów), zaraz po nich plasują się projektanci instalacji i konstrukcji (50 proc. respondentów), a jedynie 25 proc. wykonawców zetknęło się z tą technologią. Nic dziwnego, że dookoła cyfrowego modelu pojawiło się parę mitów.
Obawa przed nieznanym
Jednym z najczęściej powtarzanych błędnych wyobrażeń na temat BIM jest stwierdzenie, że to „CAD, ale w 3D”. Nic bardziej mylnego! Podczas gdy CAD zastąpił deski kreślarskie i uprościł proces projektowania przez przeniesienie go na kod cyfrowy, BIM to znacznie więcej. Po pierwsze technologia zakłada przypisywanie obiektom nie tylko wartości geometrycznych, a po drugie – nie jest to jedno oprogramowanie, a każdy program lub zespół programów służący do obliczeń inżynierskich, modelowania, przeglądania, odbioru danych i ich obróbki, i tak dalej.
Oczywiście do działania BIM potrzebuje tak zwanego Common Data Environment (CDE), czyli z angielskiego „wspólnego środowiska danych” – sposobu na udostępnienie informacji wszystkim uczestnikom projektu w jednolitej formie, zamiast stosowanej dawniej korespondencji dwustronnej lub wielostronnej" - czytamy w artykule Robocze News.
To oczywiście jedynie fragment całego tekstu, który możecie przeczytać w papierowym wydaniu magazynu. Co więcej, w tym samym numerze znajdziecie też wywiad z osobą bezpośrednio koordynującą projekty realizowane w technologii BIM, Małgorzatą Szczypką-van Heejsvik. Zachęcamy do prenumerowania największego czasopisma branżowego w kraju!
W najnowszym numerze Robocze News ukazał się artykuł z cyklu "Okiem Prawnika" w którym mecenas Łukasz Bąk opisuje sytuację związaną z leasingowaną maszyną, która spłonęła.
"Sytuacja zrobiła się niepokojąca, kiedy maszyna spłonęła. Praca odbywała się w upalnym okresie i doszło do samozapłonu. Sprzęt uległ całkowitemu zniszczeniu, nie nadawał się już do niczego. Tu dochodzimy do momentu bardzo charakterystycznego dla umów leasingu. Otóż utrata przedmiotu leasingu oznacza automatyczne wygaśnięcie umowy, do którego jednak dochodzi na ryzyko klienta. Oznacza to, że klient musi w całości rozliczyć się za umowę leasingową, czyli zapłacić wszystko to, co musiałby płacić do końca jej okresu, gdyby maszyna nie spłonęła. Po to ubezpiecza się maszyny leasingowe, żeby pieniądze musiało w takiej sytuacji wyłożyć towarzystwo ubezpieczeniowe.
W naszej historii firma leasingowa, a może nawet sam klient, zgłosili szkodę ubezpieczycielowi. Chodziło właśnie o to, aby ubezpieczyciel pokrył roszczenia leasingu spowodowane wygaśnięciem umowy, aby zapłacił sumę, która doprowadzi do końcowego, ostatecznego rozliczenia stron.
Okazało się jednak, że ubezpieczyciel nie chce tego zrobić. Towarzystwo ubezpieczeniowe stwierdziło, że aneks do polisy rozszerzający ochronę na Niemcy był zawarty tylko na rok, a pożar miał miejsce po czternastu miesiącach od wystawienia aneksu. To jest kluczowa, sporna kwestia między stronami konfliktu, który skądinąd wkrótce trafi do sądu. Otóż co prawda klient wnioskował o wydanie aneksu na rok, ale z treści aneksu nie wynikało, aby rozszerzenie polisy na Niemcy miało obowiązywać rzeczywiście tylko taki okres.
Aneks brzmi tak, jakby rozszerzenie polisy trwało tak samo długo, jak długo trwa polisa, czyli cały czas leasingu. W takim właśnie przekonaniu co do warunków ochrony pozostawał klient, spokojnie kontynuując prace za granicą. Po upływie wspomnianych dwunastu miesięcy od wydania aneksu firma leasingowa nie informowała klienta, żeby rozciągnął polisę na dalszy czas. Nikt w tej sprawie nie zgłaszał się do klienta. Stało się tak pomimo, że, jak wspomniałem wcześniej, to ludzie z leasingu odpowiadali za przygotowywanie i pilnowanie wszystkich dokumentów ubezpieczeniowych, to oni wystawili najpierw polisę, a potem sam aneks. W omawianej kwestii nie dochowali staranności. To właśnie ich błąd polegał na tym, że wystawili aneks, który przekonywał klienta, że już do końca leasingu nie musi się o nic martwić i może spokojnie wykonywać zlecenia poza granicami kraju.
Strona finansująca stoi dzisiaj na stanowisku, że ubezpieczenie w Niemczech było roczne, zgodnie z wnioskiem klienta, a aneks ma w sobie w tym zakresie pomyłkę. Firma leasingowa, bagatelizując swoją odpowiedzialność, nazwała ten błąd w treści aneksu „błędem w wydruku”, ale nie przyznaje się do winy, bo wie, że w takim przypadku nie mogłaby oczekiwać zapłaty od klienta" - pisze Łukasz Bąk.
To oczywiście jedynie fragment artykułu, który ukazał się w numerze 3/2023 magazynu Robocze News. Teksty z cyklu "Okiem Prawnika" oraz wiele innych interesujących tekstów z branży budowlanej znajdziecie właśnie tam - zachęcamy do prenumerowania!
W najnowszym numerze ROBOCZE NEWS ukazał się artykuł na temat najlepszych szkół budowlanych w Polsce. Zgodnie z Rankingiem Perspektyw na najwyższym miejscu uplasowała się "Budowlanka" w Zielonej Górze.
"Zdecydowany prym wśród szkół budowlanych wiedzie Technikum nr 1 "Budowlanka" w Zielonej Górze. Szkoła zajmuje aż 8 miejsce w ogólnopolskim rankingu.
W 2020 roku "Budowlanka" zajęła 7 miejsce wśród wszystkich techników, ale w kolejnych latach wynik nieco się pogarszał. W 2021 roku była na 19. miejscu, a w 2022 roku – na 43.
– Szkoła znalazła się na wysokim miejscu w rankingu przede wszystkim dzięki zaangażowaniu nauczycieli w pracę z uczniami, w przygotowania do olimpiad, egzaminów, matury. To ludzie z pasją do zawodu, którzy nie wahają się poświęcać dodatkowego czasu, by lepiej przekazywać wiedzę, doszkalać się. Nie można też oczywiście pominąć chęci samych uczniów do nauki – mówi Małgorzata
Ragiel, dyrektorka szkoły.
W "Budowlance", poza głównym cyklem nauczania, nie brakuje dodatkowych możliwości. Przez ostatnie sześć lat był realizowany projekt unijny "Modernizacja kształcenia zawodowego w mieście Zielona Góra" (zakończył się w czerwcu 2022 roku).
– Dzięki niemu mogliśmy wyposażać uczniów w dodatkowe umiejętności miękkie, a także zapewnić im możliwość zdobycia uprawnień elektryka, drwala, operatora koparki, wózka widłowego i wielu innych. Była też możliwość przeszkolenia się z obsługi najnowszych programów informatycznych, a także wykłady w uniwersyteckim parku technologicznym. To wszystko dzięki pieniądzom z Unii – podkreśla dyrektorka „Budowlanki”. Uczniowie nabywali nowe umiejętności kwalifi kacyjne. Dla osób zaczynających swoją przygodę na rynku pracy to wartość nie do przecenienia. Przy okazji młodzież miała też możliwość odbycia stażu. Praktyki zawodowe są wpisane w cykl nauczania w siatce MEN. Każdy uczeń musi odbyć dwumiesięczne praktyki. – W tej kwesti i współpracujemy z okolicznymi firmami oferującymi możliwość praktykowania wybranego zawodu. Przedsiębiorcy chętnie przyjmują uczniów, a my jako szkoła mamy okazję do zebrania opinii na temat swoich podopiecznych – i to są zawsze dobre i bardzo dobre oceny dotyczące przygotowania uczniów – zaznacza Małgorzata Ragiel.
[...]
Od ośmiu lat nie brakuje chętnych do podjęcia nauki w zielonogórskiej "Budowlance". Perspektywa pewnego zawodu jest dla młodzieży bardzo istotna. Szkoła o feruje możliwość wybrania kierunków: geodezja, renowacja elementów architektury, budownictwo, budownictwo wodne, architektura krajobrazu i technik budowy dróg. Na specjalistów z każdej branży jest duże zapotrzebowanie na rynku. Młodych przyciąga też renoma szkoły. W tym roku „Budowlanka” obchodzi 65-lecie istnienia. Główne uroczystości odbyły się w październiku 2022.
– Monitorujemy losy uczniów po ukończeniu szkoły. Około 80 proc. podejmuje pracę w zawodzie. Większość idzie też na studia kierunkowe, często jednocześnie pracując i studiując zaocznie. Oczywiście zdarza się też, że ktoś wybierze studia polonistyczne czy prawne. Niezależnie od tego utrzymujemy stały kontakt z absolwentami – opowiada dyrektorka. Absolwenci chętnie pozostają w kontakcie, spotykają się z nauczycielami po zakończeniu nauki. Jak zapewnia dyrekcja, każdy może przyjść w razie kłopotów, jak również po to, by podzielić się sukcesami.
"Budowlanka" oferuje szeroki wachlarz zajęć pozalekcyjnych, w tym pracownię sztukatorsko-modelarską, kółko geodezyjne, kółka sportowe, fakultety, a nawet zajęcia teatralne".
To oczywiście jedynie fragment artykułu, z którego dowiemy się również na temat pozostałych szkół budowlanych w rankingu, a także o szkołach nieujętych w Perspektywach. Zachęcamy do prenumerowania ROBOCZE NEWS - magazynu skierowanego do szeroko pojętej branży roboczej! W środku znajdziecie wiele innych ciekawych artykułów, a także wywiady, informacje ze świata maszyn i budowlanki, i wiele, wiele innych tekstów związanych z pracą maszynami!
Na łamach najnowszego numeru ROBOCZE NEWS ukazał się reportaż z wizyty w firmie 4Road i Vajservice, w którym dowiadujemy się o charakterystyce pracy przy renowacji dróg, problemach jakie czekają na przedsiębiorcę podejmującego się takiej pracy oraz o ciekawej maszynie, którą firmy wykorzystują do naprawiania dróg.
Maszynę prezentuje Szymon Białkowski wraz z Pawłem Korpikiem, kierownikiem firmy Vajservice. – To unikatowy projekt, wykonany na zamówienie przez duńskiego projektanta. Powstał na potrzeby Vajservice dawno temu, kiedy mój ojciec działał wspólnie z partnerem z Danii, konstruktorem Jorgenem Blackiem – opowiada Korpik.
Skupiamy się na konstrukcji i działaniu boczniarki, czyli maszyny do szybkiego uzupełniania ubytków w drogach. Większą część zabudowy na ciężarówce zajmuje termos na masę bitumiczną. Na dnie termosa umieszczono taśmę, którą materiał przesuwany jest do wylotu z tyłu maszyny. Tu trafia na kolejną taśmę, która z kolei przemieszcza materiał na bok, prosto do regulowanej przystawki.
– Mamy różne przystawki, bez problemu uzyskamy różne kształty łatki. Można dostosować szerokość, profile, spadki, sypać warstwy grubsze lub cieńsze – tłumaczy Szymon Białkowski, prezentując
działanie taśm przy pomocy garści śniegu rzuconej do termosu.
– Najczęściej po wyfrezowaniu łaty na drodze dostosowujemy rozmiar formy do frezu i wykładamy materiał tak jak za pomocą rozściełacza. A jak trzeba wysypać kamień na pobocze, to wsypujemy kamień i ustawiamy maszynę przy skraju drogi, a potem sypiemy jadąc – opowiada Białkowski. Można regulować prędkość przesuwu taśmy, żeby sypać więcej lub mniej materiału. W razie potrzeby przystawkę można ustawić nawet niżej niż poziom na którym znajduje się samochód.
Na potrzeby różnych zadań, firma dysponuje dwiema przystawkami, jedną o szerokości 60 do 100 cm, a drugą od 100 do 150 cm. Przystawką można sterować idąc obok maszyny, przy pomocy pilota na kablu. Wtedy samochód porusza się na wolnym biegu wzdłuż remontowanego odcinka, a pracownik na bieżąco reguluje obszar wysypywania materiału.
– Mamy już wszystkie potrzebne części, żeby zrobić jeszcze jedną przystawkę do tej maszyny, taką, która będzie sypała z tyłu. Planujemy formę o szerokości 2,5 m, którą będzie można sypać cały pas drogi jednocześnie, za samochodem – tłumaczy właściciel firmy Vajservice i dodaje: – Za życia, Jorgen Black planował wprowadzenie takiego rozwiązania, ale niestety nie
zdążył. Może nam się uda.
Boczniarka była zbudowana na zamówienie przez Jorgena Blacka, który wymyślił jej konstrukcję. Wspólnie z ojcem Szymona Białkowskiego prowadzili firmę Vajservice. Później jednak Duńczyk przeszedł na emeryturę, a jego udział w firmie przejął syn Białkowskiego – Szymon.
– Takich zabudów stworzył wcześniej więcej, mamy nawet jedną dodatkową tutaj, na miejscu – opowiada nasz rozmówca. – Można to osadzić na ciężarówce czteroosiowej, co z resztą planujemy w przyszłości zrobić: kupić nowy samochód i przełożyć zabudowę na niego.
Na temat pracy z maszyną sporo do powiedzenia ma również Paweł Korpik, który często sam ją prowadzi. To już czwarty z kolei samochód, pracuje w firmie od 3 lat, ale koncepcja zasadniczo
się nie zmienia, projekt jest ten sam.
– Zazwyczaj, takie prace jak my wykonujemy, robi się koparko-ładowarką, z tak zwanym boczniakiem, z którą współpracuje wywrotka i osoba odpowiedzialna za zamiatanie. To powoduje że prace są bardziej kosztowne, a jednocześnie mogą być bardziej wydajne – opowiada Korpik i wyjaśnia dalej: – Można taką ekipą położyć nawet 1000 ton dziennie. Ale z taką boczniarką jak nasza, można na przykład wjechać na drogę na dwadzieścia minut, zrobić odcinek i się zwinąć, nie blokować ruchu na dłużej. Potem wrócić z materiałem i zrobić kolejny odcinek. Jak mamy w zasięgu pięciu kilometrów kruszywo to w ciągu godziny dwa takie auta zużyjemy. To w sumie będzie 32 tony. Przeliczając na dzień pracy, swobodnie wychodzi około 250 – 300 ton, ale z bardzo małym nakładem ludzi, ekipa 2 – 3 osoby wystarczy – tłumaczy Paweł Korpik.
Firmy 4Road i Vajservice prowadzą prace głównie w województwach wielkopolskim i lubuskim, choć jeśli to możliwe, ruszają w dalsze rejony kraju. – Wiadomo, że im dalej, tym trudniej to logistycznie ogarnąć. Głównie zajmujemy się szybkimi remontami. Szykujemy znaki drogowe, i jedziemy. Współpracujemy ze Strabagiem, Colasem – mówi Korpik".
To oczywiście tylko fragment dłuższego reportażu, który ukazał się na łamach najnowszego numeru ROBOCZE NEWS. Pełną wersję możecie przeczytać w wersji papierowej - zachęcamy do prenumerowania najlepszego czasopisma o branży roboczej w kraju!
Związek Producentów i Dystrybutorów Maszyn Roboczych otrzymał od Ministerstwa Rozwoju i Technologii do zaopiniowania projekt ustawy o zasadach nabywania uprawnień do obsługi maszyn i urządzeń technicznych do robót ziemnych, budowlanych i drogowych. W związku z tym, na łamach najnowszego numeru Robocze News opublikowano artykuł wyjaśniający, co takiego może się zmienić w kwestii uprawnień, i czego powinni się spodziewać przyszli i obecni operatorzy maszyn.
"W dokumencie „Ocena skutków regulacji” oraz w uzasadnieniu projektu można znaleźć informacje o tym, jakie zmiany chce wprowadzić ministerstwo w przepisach dotyczących szkolenia i egzaminowania operatorów. Prześledźmy je. Poniżej fragmenty wspomnianych wyżej dokumentów.
• (…) cena za przeprowadzenie egzaminu została określona w projekcie na poziomie 262 zł. Jest podana nie w formie konkretnej ceny, ale poprzez procentowy wskaźnik kwoty przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Dokładnie to kwota opłaty za przystąpienie do egzaminu ma wynosić 4,3 proc. kwoty przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej.
• (…) w nowej regulacji wprowadza się przepisy mające na celu wyjście naprzeciw problemom braku kadry w zawodach budowlanych przez zastosowanie ułatwień w dopuszczeniu do egzaminów osób, które uzyskały kwalifikacje poza państwami Unii Europejskiej (…). Osoby te będą mogły przystąpić do egzaminu bez obowiązku ukończenia szkolenia, po udokumentowaniu nabytych wcześniej kwalifikacji i doświadczenia zawodowego.
• (…) Podmiot spełniający wymagania podmiotu prowadzącego szkolenia, tj. prowadzący działalność gospodarczą w zakresie szkoleń, aby uzyskać przewidziany projektowaną ustawą program szkolenia, będzie występował o udostępnienie programu szkolenia. Baza tych podmiotów, tj. posiadających odpowiednie – przewidziane projektowaną ustawą programy szkoleń będzie publicznie dostępna w Internecie. Odnosząc się do obecnego stanu prawnego należy wyjaśnić, że udostępnienie programów szkolenia nie będzie wymagać weryfikacji tych podmiotów w przewidzianym dotychczas w ww. rozporządzeniu Ministra Gospodarki zakresie, co zmniejszy obciążenia finansowe dla tego typu podmiotów. Dotychczas ośrodki szkoleń ponosiły koszty na rzecz instytutu Sieci Badawczej Łukasiewicz – Instytutu Mechanizacji, Budownictwa i Górnictwa Skalnego (związane z dopuszczeniem ich do prowadzenia szkoleń w zakresie obsługi maszyn i urządzeń technicznych). Ma to służyć zwiększeniu dostępności tych szkoleń. Przy okazji warto przypomnieć, że od 1 stycznia 2023 r. w strukturę Łukasiewicz – Instytut Mechanizacji, Budownictwa i Górnictwa Skalnego włączono Łukasiewicz – Instytut Mechaniki Precyzyjnej z Warszawy. Po połączeniu powstała nowa nazwa: Sieć Badawcza Łukasiewicz – Warszawski Instytut Technologiczny.
• (…) co najmniej jedna osoba wchodząca w skład komisji egzaminacyjnej powinna posiadać uprawnienia do obsługi maszyny lub urządzenia technicznego, w zakresie którego jest przeprowadzany egzamin oraz powinna być całkowicie bezstronna względem osoby przystępującej do egzaminu. Należy bowiem wykluczyć sytuację, w której egzaminatorem będzie jednocześnie osoba szkoląca w podmiocie prowadzącym szkolenia.
• W przepisach przejściowych wskazano, że dotychczas wydane uprawnienia m.in. w formie książki operatora maszyn roboczych z wpisem określającym zakres obsługiwanych maszyn lub urządzeń technicznych uzyskane przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy, zachowują ważność w zakresie i na okres na jaki zostały wydane.
• Projektowane przepisy przewidują także, że do postępowań w zakresie szkoleń oraz sprawdzianu przeprowadzanego przez komisję powołaną przez Sieć Badawczą Łukasiewicz wszczętych i niezakończonych przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy, (…) zastosowanie znajdą przepisy dotychczasowe" - czytamy w artykule na łamach Robocze News.
To oczywiście jedynie fragment całego tekstu, który możecie przeczytać w pierwszym tegorocznym numerze czasopisma. Zachęcamy do prenumerowania periodyku - w środku znajdziecie nie tylko informacje o zmianach prawnych, ale także relacje z wizyt w firmach i na placach budowy, testy sprzętu, informacje o najnowszych technologiach i zmianach w branży w kraju i na świecie.
Na to ponure pytanie odpowiadał mecenas Łukasz Bąk na łamach najnowszego numeru Robocze News. Funkcja zarządcy sukcesyjnego jest tu bardzo istotna, i może okazać się kluczowa w kontynuowaniu działalności.
"Sens funkcjonowania firmy zmarłego polega na możliwości kontynuowania dotychczas realizowanych umów. Mowa tutaj o leasingach, zleceniach na wykonanie konkretnych robót lub umowach o pracę. Cały ten zasób obowiązków i praw może pozostać nietknięty przez okres dwóch lat (w szczególnych sytuacjach – nawet pięciu). Czas pozwoli na spokojne wygaszenie dotychczasowej działalności i zorganizowania nowej, która ewentualnie będzie kontynuowała wcześniejszą aktywność.
Co warte podkreślenia, w okresie zarządu istnieje także możliwość podjęcia kolejnych przedsięwzięć, jak choćby ubiegania się o dodatkowe zlecenia od klientów prywatnych lub publicznych. Do decyzji w konkretnym przypadku pozostanie, czy angażowanie się w nowe kontrakty pod starym szyldem ma sens. [...]
Celem prowadzenia firmy zmarłego potrzebne jest powołanie zarządcy sukcesyjnego. Będzie to osoba odpowiedzialna za załatwianie wszystkich spraw do chwili ustania zarządu. Zarządca sukcesyjny zostanie wpisany w CEiDG jeszcze za życia łaściciela albo wskazany po śmierci przez małżonka przedsiębiorcy lub jego spadkobierców. [...]
Mogę sobie wyobrazić sytuację, w której śmierć właściciela pozbawi firmę zdolności startowania w przetargu, ale to tylko gdy wymagane doświadczenie było osobistym, wyjątkowym atrybutem konkretnej osoby. Te przypadki będą rzadkie. Niezależnie bowiem od zgonu właściciela, doświadczenie kadry, organizacja firmy, znajomość niuansów danej branży, pozostaną niezmiennymi cechami istniejącego przedsiębiorstwa, które będzie mógł wykorzystać zarządca sukcesyjny nawet bez udziału nieżyjącego już założyciela.
Jeżeli wspomniana oferta okaże się najlepiej punktowaną, zarządca sukcesyjny przystąpi do realizacji zamówienia. Tak samo postąpi zdobywając zlecenie na „prywatnym” rynku. W ten sposób firma zmarłego pozostanie uczestnikiem obrotu gospodarczego, ale reprezentować ją będzie już ktoś inny, w zastępstwie zmarłego przedsiębiorcy".
Pełna wersja artykułu znajduje się w najnowszym numerze Robocze News. Zapraszamy do prenumerowania oraz zamawiania darmowego egzzemplarza.
Uruchamianie maszyn zimą nie zawsze jest prostym zadaniem. Mróz potrafi sprawić sporo problemów, choć jeszcze więcej kłopotu operatorzy mogą mieć z powodu zaniedbań w konserwacji. W najnowszym numerze Robocze News zajdziecie artykuł, w którym specjalista zdradza, jak najlepiej radzić sobie z włączaniem silnika w mroźne poranki.
"Kiedy akumulator się ochładza, jego pojemność znacznie spada. Dlatego, jeśli planujemy pozostawienie maszyny na mrozie (na przykład na noc), warto rozważyć wyjęcie i zabranie ze sobą baterii w ciepłe miejsce. Podczas pracy w niskich temperaturach można także zapewnić dodatkową ochronę termiczną przy pomocy materiałów izolacyjnych. Przykładowo, owinięcie go warstwą waty mineralnej o grubości około 1-2 centymetrów wydłuża czas wychładzania od 15º C do -15º C dziesięciokrotnie. Aby zapewnić długą i bezawaryjną pracę akumulatora należy się również upewnić, że jest on dobrze zamontowany i nie będzie się poruszał podczas pracy. W przeciwnym wypadku może dojść do wylania się elektrolitu i uszkodzenia obudowy przez kwas. To z kolei powoduje osadzanie się soli na biegunach, co ogranicza przepływ prądu.
Zaśniedziałe styki (pokryte osadzającą się solą) można oczyścić by zapewnić lepszy styk. – Najlepiej robić to przy pomocy szczotki: specjalnej przeznaczonej do tego celu lub drucianej. Nie należy natomiast stosować papieru ściernego, ponieważ ziarna mogą się wbijać w miękki ołów i ograniczać kontakt – mówi Roman Gdesz, czyli Mechanior z klinikamaszyn.pl.
Radzi też, żeby przed sezonem sprawdzić stan instalacji: obejrzeć przewody, styki, wyczyścić i nasmarować klemy. Smarujemy wazeliną lub specjalnym środkiem do klem. Poza akumulatorem i przewodami warto też zwrócić uwagę na napięcie pasów klinowych napędu alternatora, a także stan systemów wspomagania rozruchu: świec żarowych, świec płomieniowych, grzałek dolotu, dogrzewaczy („webasto”).
– Przed zimą powinno się wymienić filtr paliwa i zaopatrzyć się w środek rozpuszczający parafi nę (tzw. depresser) do dolewania do baku przy tankowaniu. Można też wyposażyć się w „plaka”, czyli samostart lub gaz turystyczny, niemniej tych trzeba używać z głową i koniecznie przedtem wyjąć fi ltry powietrza – radzi Mechanior".
Pełną wersję tekstu można znaleźć na łamach najnowszego wydania Robocze News. Zachęcamy do prenumerowania i zamawiania darmowych egzemplarzy!
Na łamach najnowszego numeru Robocze News tradycyjnie można przeczytać reportaż ze świata maszyn. Tym razem jednak jest to nie lada gratka - odwiedziliśmy bowiem jedną z największych maszyn, jakie w ogóle można oglądać w Polsce: zwałowarkę pracującą w kopalni odkrywkowej w Bełchatowie.
"Zwałowarka i podawarka pracują razem, wyglądają praktycznie jak jedna maszyna. Zestaw jest produkcji niemieckiej, z biegiem lat zmodernizowany przez służby kopalni. W kopalni pracuje również zwałowarka w całości zbudowana przez Polaków. Poruszająca się podawarka wzdłuż przenośnika odbiera nakład z niego i przekazuje go do zwałowarki. Posiada dwie gąsienice i jest sterowana burtowo. Przed nią jedzie jeszcze wózek kablowy, którego zadaniem jest prowadzenie przewodu doprowadzającego energię pod napięciem 30 tysięcy V.
Zwałowarka – czyli część maszyny z wysokim masztem i wysięgnikiem taśmowym – ma trzy pary gąsienic, z czego jedną sterującą. Mimo kolosalnych rozmiarów, nacisk na podłoże jest niewielki i wynosi: zwałowarka 0,99 kg na cm², a podawarka 94 kg na cm². Pamiętajmy przy tym, że masa całości to 3922 tony, z czego sama zwałowarka waży 3018 ton a podawarka – 904 tony.
Prowadzenie takiego giganta musi się odbywać w ścisłej synchronizacji. W razie zbytniego oddalenia się od siebie komponentów może nawet dojść do automatycznego zatrzymania, a wtedy należy wydarzenie wpisać do Książki Ruchu Maszyny, a ponowne uruchomienie odbywa się pod nadzorem. To oczywiście oznacza postój, który spowalnia pracę kopalni.
Po zestawie biegną łącznie trzy taśmy główne i dwie pomocnicze. Główne poruszają się z prędkościami: t-I ma prędkość 5,34 metra na sekundę i szerokość 2,60 metra, t-II – 5,26 metra na sekundę i szerokość 2,6 metra i t-III – prędkość 6,7 metra na sekundę i szerokość 2,45 metra. Regulacja biegu taśm odbywa się przez sterowanie zestawami lub odbojnice umieszczone w lejach zrzutowych.
Podczas pracy trzeba sterować taśmami, bo ich bieg często się zmienia w zależności od rodzaju podawanego urobku (wilgotność, wydajność, skład, itp.). Maszynę wyposażono oczywiście w układy automatyczne, takie jak sonda przesypu, która zatrzymuje taśmę w razie nagromadzenia urobku w leju. Niemniej osoba pracująca w charakterze taśmowego jest kluczowym elementem zespołu".
Więcej na temat tego, jak wygląda dzień pracy na tak ogromnej maszynie i z jakimi wyzwaniami mierzą się pracownicy kopalni przeczytacie na łamach najnowszego numeru Robocze News. Zachęcamy do prenumerowania oraz do zamawiania darmowych egzemplarzy.
Organizowana przez Stowarzyszenie Operatorów Maszyn Roboczych OPERATOR Akademia Sztuki Operatorskiej spotkała się po raz pierwszy od wybuchu pandemii 19 czerwca tego roku. Wydarzenie zostało później opisane w ostatnim numerze Robocze News.
"Wcześniejsze edycje Akademii dotyczyły wykonywania konkretnych robót. Tym razem skupiono się na konkretnych maszynach – minikoparkach. Główni instruktorzy – Marcin Drzewiecki i Michał Mazurek, przygotowali dla uczestników szereg stanowisk, na których czekały rozmaite wyzwania.
W trzydziestostopniowym upale operatorzy ćwiczyli wykopy liniowe, wyszukiwanie przeszkód w gruncie i zewnętrzną ocenę przed rozpoczęciem pracy, kucie młotem hydraulicznym czy wiercenie świdrem. Było też stanowisko, przy którym pracowała minikoparka wyposażona w system sterowania 3D. Wszystko odbywało się, jak zwykle, w przyjaznej i koleżeńskiej atmosferze.
– W karierze operatora bardzo istotny jest stały rozwój. To właśnie od umiejętności coraz bardziej zależą stawki w pracy, a Akademia skupia się dokładnie na nich – podkreśla Zbigniew Migda, pomysłodawca i organizator spotkania, prezes SOMR. – Trzeba przy tym pamiętać, że Akademia to oddolna inicjatywa, tu faktycznie chodzi o szkolenie, operatorzy pomagają operatorom – dodaje Migda".
Więcej na temat Akademii znajdziecie na stronie facebook SOMR i przeczytacie w kolejnych numerach Robocze News.
Doskonale wiadomo, że praca w warsztacie czy na placu budowy nie należy do najczystszych. Co gorsza, poza typowymi zabrudzeniami od ziemi czy kurzu, operatorzy i mechanicy są narażeni na trudnozmywalne smary, oleje oraz paliwa.
W najnowszym numerze Robocze News można przeczytać na temat produktów polskiej firmy Sulima, które pomogą nie tylko w utrzymaniu czystości, ale również zachowaniu dobrego stanu skóry:
"Operator i mechanik również musi doczyścić dłonie po skończonej pracy, a Sulima oferuje całą gamę skutecznych produktów przeznaczonych do higieny i pielęgnacji skóry rąk. Poważne zabrudzenia, których nie usuniemy zwyczajnym mydłem, można więc potraktować profesjonalną pastą do mycia rąk Majster, opartą na składnikach mineralnych bez piasku i trocin.
Majster łagodnie, ale skutecznie usuwa zabrudzenia nie naruszając naskórka. Z myślą o stacjach serwisowych produkowane są także żele do rąk. Żel cytrynowy stworzony został dla osób które mają problem z silnymi zabrudzeniami dłoni po pracy z lakierami, olejami czy farbami. Żel pomarańczowy usuwa nie tylko smar, ale także zabrudzenia z oleju napędowego, żywicy a nawet asfaltu. [...]
Po skończonym dniu pracy, kiedy wszystko lśni już czystością, a plamy smaru zmieszanego z pyłem znikną, warto zapewnić sobie odrobinę dodatkowej ochrony. – Stały kontakt z często aktywnymi chemicznie substancjami nie pozostawia skóry nienaruszonej, a zaniedbania w tej kwestii mogą doprowadzić do przykrych konsekwencji. Z myślą o tym stworzyliśmy kosmetyki dla przemysłu ciężkiego, dopasowane do specyfiki wykonywanych prac i substancji, z którymi skóra ma styczność – mówi ekspert pracujący w laboratorium Sulimy i dodaje: - Wszystkie nasze produkty opracowujemy w naszym własnym laboratorium i stale udoskonalamy.
Kosmetyki Sulima są niezawodne i idealnie nadają się do pielęgnacji skóry. Polski producent oferuje też środki ochronne do stosowania na skórę dłoni – kremy pielęgnacyjne.
Hefajstos to kosmetyk przeznaczony dla osób, na co dzień stykających się z potencjalnie szkodliwymi substancjami. Zawiera wspomagający regenerację pantenol, alantoinę oraz witaminę E. Pomaga w utrzymaniu odpowiedniego nawilżenia oraz łagodzi podrażnienia. Dzięki takiej mieszance stosowanej codziennie, dłonie osób ciężko pracujących fizycznie pozostaną w dobrym stanie, a drobne uszkodzenia skóry (odciski, otarcia) będą mniej uciążliwe.
Dodatkową ochronę podczas pracy pomoże zapewnić specjalny krem pod rękawice M-30, oparty na naturalnych składnikach mineralnych. Glinka biała o właściwościach odkażających zapewnia ochronę, przeciwdziała maceracji skóry rąk w czasie wielogodzinnej pracy w rękawiczkach gumowych, jak i nitrylowych. Produkt zapewnia utrzymanie przyjemnej suchości dłoni".
Pełna wersja tekstu jest dostępna na łamach numeru 3/2021 Robocze News. Zapraszamy do prenumerowania czasopisma oraz zamawiania darmowego egzemplarza.
Jak twierdzą specjaliści, autonomiczne maszyny to przyszłość branży budowlanej. Właśnie dzięki nim efektywność pracy i bezpieczeństwo wzrosną, a luki w kadrach zapełnią się same. Więcej na ten temat można przeczytać w Robocze News nr 3/2021:
Rok 2021, jak twierdzą niektórzy specjaliści, zostanie zapamiętany jako moment, w którym branża maszyn budowlanych w końcu ruszyła się z długiego zastoju.
– Sposób, w jaki dziś budujemy jest w znacznej mierze taki sam, jak 50 lat temu. W ciągu dwóch lat, jak sądzę, zobaczymy eksplozję technologiczną w maszynach używanych na placu budowy – mówił Gaurav Kikani, wiceprezes start-upu Built Robotics, zajmującego się wdrażaniem technologii autonomicznych do już istniejących maszyn. – Postęp technologiczny przesunie się ze strony mechanicznej na programistyczną. To ostatecznie będzie wielki przełom dla branży, który pozwoli nam budować lepiej, szybciej i bardziej produktywnie, by sprostać największym wyzwaniom czekającym w przyszłości – dodaje Kikani.
Co ciekawe, branża budowlana może wkrótce przegonić samochody pod względem autonomicznej pracy. Wbrew pozorom, mimo większej liczby trudności napotykanych przez maszyny, środowisko budowlane jest łatwiejsze do odizolowania i przetestowania. Poza tym, okazuje się, że samodzielnie pracujące maszyny przydadzą się najbardziej właśnie tu i w paru gałęziach przemysłu.
Największe zapotrzebowanie istnieje w miejscach, gdzie praca odbywa się w toksycznym środowisku, na przykład na wysypiskach niebezpiecznych odpadów. Poza tym, automatyzacja zastępuje pracę paru operatorów jedną osobą odpowiedzialną za monitorowanie działań kilku maszyn. W ten sposób nie tylko redukujemy koszty budowy, ale również znacznie łatwiej przewidujemy termin zakończenia prac i możemy lepiej koordynować działania.
Pozostaje pytanie: jak automatyzacja wpłynie na rynek pracy? Z jednej strony, operatorzy mogą się obawiać zmniejszenia liczby miejsc za sterami, podczas gdy firmy budowlane będą poszukiwały osób koordynujących prace zdalnie i znających się na zupełnie innych rzeczach. Z drugiej zaś, szczególnie w okresie pandemii, wiele firm ma poważne problemy ze znalezieniem pracowników, więc poszukuje rozwiązań pozwalających na redukcję zatrudnienia i bardziej efektywną pracę".
Więcej na temat pierwszej w pełni autonomicznej koparki na świecie, a także działania autonomicznych układów orazz wyzwań stojących jeszcze na drodze uczonych przeczytacie w najnowszym numerze 3/2021 Robocze News. Zapraszamy do zakupu prenumeraty oraz zamawiania darmowego egzemplarza.
fot. techxplore.com
W najnowszym numerze Robocze News można przeczytać wiele ciekawych artykułów - w tym reportaż z wizyty na kopalni odkrywkowej w Czatkowicach, gdzie o swojej pracy opowiedział Tomasz Lasoń.
"Operator koparki jest odpowiedzialny za siebie i przyjeżdżające wozidła, jak opowiada nam Tomasz Lasoń o swojej pracy. Kierowca wozidła jest ustawiony tyłem do ściany podczas załadunku i nie widzi co się dzieje. Kiedy zauważy, że kawał ściany będzie się osuwał, koparkowy daje długi sygnał: uciekać!
– Niekiedy, nim wozidło ruszy, mijają cenne sekundy. Wtedy refleks jest kluczowy, można próbować zablokować kamienie łyżką – tłumaczy nasz rozmówca. – Najczęściej, kiedy coś zaczyna się osuwać, to wcześniej widać – skały pękają i unosi się dużo pyłu. Ale zdarza się, że wszystko dzieje się bardzo szybko, bez ostrzeżenia – dodaje.
W warstwie skał osadowych można czasem znaleźć skamieliny prehistorycznych zwierząt. Lasoń wskazuje na fragmenty skał osadowych o jasnobrązowym zabarwieniu. – W tych zdarzają się skamieniałe amonity – mówi. Do kopalni przyjeżdżają do nas czasem naukowcy i zabierają trochę tych skał do badań. Ściana odkrywki stanowi w gruncie rzeczy przekrój przez dzieje naszej planety, a dolne warstwy nie widziały światła dnia od setek milionów lat.
Narzędzie pracy
Maszyna, na której pracuje Tomasz Lasoń to koparka Hitachi 870H ZAXIS o masie 90 ton. Jak twierdzi operator, ma wiele dobrych stron: jest szybka, co przydaje się w pracy na kopalni, ma także dobry dostęp do punktów serwisowych. Hydraulika wprawdzie jest nieco słabsza niż w pozostałych porównywalnych rozmiarów, ale w zupełności wystarczająca. Ma też stosunkowo mniejsze spalanie.
Pytamy co jest ważne w pracy operatora takiej maszyny. – Czystość w kabinie, co może się wydawać zabawne – opowiada Lasoń. Na potwierdzenie tych słów widzimy, że na czas wizyty serwisantów nasz gospodarz i jego kolega z drugiej zmiany rozłożyli nawet szmatkę pod nogami.
Takie z pozoru zabawne nawyki okazują się jednak bardzo istotne. – Czysta kabina zwiększa nie tylko komfort pracy, ale również bezpieczeństwo. Widoczność przez szybę ratuje tu życie i sprzęt. Przy okazji: cenne w tej koparce jest to, że przednia osłona jest w całości odsuwana i można bez kłopotu przetrzeć szybę. Codzienna konserwacja jest ogólnie bardzo łatwa – tłumaczy Lasoń.
Jest tu też układ centralnego smarowania, ale i tak trzeba przesmarować pewne miejsca na ramieniu i przy łyżce, bo tam już centralka nie dociera. To logiczne, bo przewody smarujące mogłyby łatwo ulec zniszczeniu".
Pełna wersja reportażu jest dostępna w 3/2021 numerze Robocze News. Prenumeratę czasopisma można zamówić tutaj, a darmowy egzemplarz - tutaj.
W najnowszym numerze Robocze News, który mogliście zobaczyć podczas eRobocze SHOW w Lubieniu Kujawskim, znajduje się wiele tekstów branżowych poświęconych nie tylko samym maszynom. Między innymi, tradycyjnie już zobaczymy artykuł z poradami prawnymi - tym razem mecenas Łukasz Bąk skupił się na e-sądzie, czyli sądzie internetowym.
"Sąd elektroniczny to taki sąd, w którym sprawy załatwia się tylko drogą on-line. Co ciekawe, sami sędziowie i urzędnicy rezydują w Lublinie, tam bowiem zorganizowano komórkę oddelegowaną do obsługi e-spraw. Bez obaw, aby załatwić sprawę w e-sądzie nie będzie konieczny wyjazd na południe kraju.
Idea postępowania elektronicznego jest taka, aby rozpoznawać nieskomplikowane tematy. Jeżeli zatem Twój kontrahent zalega z fakturą i masz dość wysłuchiwania jego kolejnych usprawiedliwień oraz próśb o odroczenie, skorzystaj z drogi, którą daje e-sąd. Sprawa nadaje się do e-sądu, jeżeli nie ma sporu co do prawidłowości wykonania usług lub prac, ewentualnie innych, komplikujących okoliczności. Ostateczną decyzję co do tego, czy warto korzystać z narzędzia radzę skonsultować z prawnikiem.
Co do wykorzystania systemu, wszystko zaczyna się od rejestracji konta. To trochę tak, jak w sklepie internetowym. Dla przedsiębiorcy właściwym będzie konto podstawowe. Celem rejestracji podajemy szczegółowe dane, w tym pesel, wysyłamy wniosek i czekamy na link z ostatecznym potwierdzeniem rejestracji.
System e-sądu nie jest moim zdaniem bardzo czytelny i brakuje mu intuicyjności. Osobie nie obeznanej z procedurą będzie zatem trudno złożyć swój własny pozew. Oddajmy jednak temu narzędziu, że w wielu kwestiach prowadzi nas niemal za rękę.
Zaczyna się od wprowadzenia danych nierzetelnego kontrahenta – dokładnie dowiemy się, jakie informacje o firmie należy podać. Potem następuje zakładka z dowodami. Tam wpisujemy z jakich dokumentów wynika należność. System pozwala na wybór choćby opcji „faktura” oraz określenie jej numeru i daty wystawienia.
W tym miejscu bardzo ważna uwaga. Otóż składając pozew elektroniczny tylko deklarujemy posiadanie stosownych dowodów, nie wysyłamy ich do sądu. Niczego zatem nie skanujemy i nie wgrywamy do systemu. Jakakolwiek próba przeprowadzenia zeznań będzie również skazana na porażkę. Sąd orzeka w oparciu o to, co napiszemy. Formularz internetowy przewiduje oczywiście miejsce do
wpisania kwoty długu. Dodatkowo trzeba podać informację o rodzaju odsetek do naliczenia. Tu także może pojawić się problem, skutkujący nawet odmową rozpoznania sprawy.
Generalnie zakładam, że większość należności, których czytelnicy chcieliby dochodzić w e-sądzie wiążę się z odsetkami za opóźnienie w transakcjach umownych. Kłopot może pojawić się również w miejscu, gdzie należy podać termin przedawnienia – to zagadnienie bardziej dla prawnika, niż przedsiębiorcy.
Procedura kończy się sprawdzeniem poprawności formularza. Opis sprawy i współpracy z dłużnikiem powinien być krótki, zwięzły i jasny dla sądu. Jak wspominałem, w e-sądzie nie ma miejsca na niuanse i komplikacje. Instytucja działa na zasadzie: jest faktura – należą się pieniądze.
Pozew opatrywany jest podpisem kwalifikowanym lub za pośrednictwem systemu ePUAP. Dodajmy, że nie ma możliwości wysłania pozwu bez jego uprzedniego opłacenia. System wylicza wpis automatycznie od podanej kwoty. Będzie to 1,25% spornej sumy kwoty plus symboliczna prowizja manipulacyjna. Opłata jest zatem o wiele mniejsza niż tradycyjnej sprawy (różnica to 3,75%)"
Dalsza część tekstu czeka na was w numerze Robocze NEWS 3/2021. Prenumeratę czasopisma można zamawiać tutaj, a darmowy egzemplarz - pod tym linkiem.
Dobre lampy robocze przydają się nie tylko podczas pracy w nocy, ale również wszędzie tam, gdzie widocznośc może być ograniczona z powodu niedoboru światła - pod ziemią czy w budynkach, gdzie nie doprowadzono jeszcze prądu. Operator, który dobrze widzi co dzieje się wokoło, może pracować bezpiecznie i efektywnie. Dlatego w numerze 2/2021 Robocze News opublikowano krótki poradnik dotyczący doboru oświetlenia roboczego dla maszyn:
"Strumień świetlny, określany daną liczbą lumenów [lm], jest formą wyrażania mocy źródła światła, czyli ilości światła emitowanego w jednostce czasu. Parametr wyrażany w lumenach [lm] na ednostkę mocy żarówki [W], oznacza wydajność świetlną. W obu przypadkach – jak łatwo zauważyć – najlepiej wypadają lampy LED. Skala porównawcza: oświetlenie w tej technologii o mocy 3 W emituje tak samo intensywny strumień świetlny co klasyczna żarówka o mocy 100 W. Parametr wydajności świetlnej pomoże w obliczeniu, ile dany model będzie zużywał energii by świecić i jakiej jakości sprzęt kupujemy. 100 lm/W to bardzo wysoka jakość oświetlenia. Jeśli producent nie podaje wydajności świetlnej, łatwo ją samemu obliczyć. Trzeba jednak zwrócić uwagę na istotną kwestię: czy w ofercie danej lampy podano wartość lumenów dla całego urządzenia czy – zawyżoną – bezwzględną wartość samych zastosowanych diod LED (może być trudno dotrzeć do takiej informacji).
Efekt może być bardzo rozczarowujący, bo wartość strumienia świetlnego urządzenia może stanowić nawet 25% podanej wartości.
Barwa światła
Wbrew pozorom barwa stanowi bardzo istotny parametr lamp wyrażany w stopniach Kelwina. W przypadku popularnych żarówek LED wyróżniamy zasadniczo barwę ciepłą (2700–3200 K), barwę białą neutralną (4000–5000 K) oraz barwę białą zimną (6000–6500 K). Ten parametr jest zdecydowanie bardziej istotny dla osób stosujących oświetlenie do pracy siedzącej: różne „kolory” czy temperatury” światła inaczej wpływają na koncentrację przez wpływ na wydzielanie hormonu snu – melatoniny. Do oświetlania terenu budowy doskonale nadają się lampy o barwie neutralnej lub chłodnej. Niektóre modele osiągają nawet temperaturę światła około 7000 K, czyli kolor wpadający już niemal w odcienie niebieskiego.
Kąt rozsyłu światła
W tym miejscu trzeba będzie zdecydować się na konkretny charakter oświetlenia. Kąt rozsyłu to nic innego, jak wartość mówiąca o tym, jak będzie wyglądał stożek fotonów rzucanych przez naszą lampę. Będzie ostry, skondensowany, czy też rozproszony? Do rzucania snopów światła daleko przed siebie, na przykład na potrzeby przejazdów nocą po nieoświetlonych drogach, wybieramy lampy o niewielkim kącie rozsyłu i wysokiej wartości strumienia świetlnego. W odwrotnej sytuacji, kiedy trzeba na przykład oświetlić łagodnym, rozproszonym światłem otoczenie maszyny, czy zacienione miejsca na placu budowy, wybieramy lampy o dużym kącie rozsyłu".
Te oraz znacznie więcej istotnych informacji dotyczących oświetlenia roboczego można znaleźć na łamach numeru 2/2021 Robocze News. Prenumerata czasopisma jest dostępna pod tym adresem, zachęcamy też do zamawiania darmowego egzemplarza.
Każdy, kto przepracowuje dniówkę na siedząco, doskonale zdaje sobie sprawę z obciążenia dla kręgosłupa i jego konsekwencji. Na operatorów czekają dodatkowe zagrożenia: wibracje, stres i często niewygodna pozycja. Dlatego warto zadbać o kręgosłup!
Na szczęście istnieje parę ćwiczeń, które można wykonać samemu w domu, wzmacniając i rozluźniając mięśnie odpowiadające za postawę. Ten temat został szeroko opisany w numerze 2/2021 branzowego magazynu Robocze News.
Relaks i wzmocnienie
Pierwsze z ćwiczeń nazywa się potocznie „wycieraczkami”. Jego celem jest rozluźnienie i jednoczesne wzmocnienie mięśni odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Potrzebny jest jedynie kawałek wolnej podłogi – na tyle duży, by żadne przedmioty czy meble nie ograniczały ruchów.
Do tego ćwiczenia kładziemy się na podłodze na plecach, z rękami rozłożonymi na boki, „na krzyż”. Następnie podnosimy nogi, tworząc w stawach biodrowym i kolanowym kąty 90 stopni. Biorąc wdech napinamy mięśnie brzucha i dociskamy plecy do podłogi – to nasza pozycja początkowa. Teraz staramy się przenosić nogi na boki, nie tracąc jednocześnie kąta prostego w stawie biodrowym ani kolanowym. Głowa powinna obracać się jednocześnie z nogami, ale w przeciwną stronę. Nogi powinny dotykać podłoża w maksymalnym wychyleniu na bok, ale jeśli nie jesteśmy w stanie, wystarczy dociągać je tak daleko, jak jesteśmy w stanie. To pozycja końcowa ćwiczenia. Aby utrzymać stabilność, cały czas dociskamy ręce do podłoża.
Wykonujemy ruchy w obie strony od pozycji początkowej do końcowej, trwające około 2 do 3 sekund. Poruszając nogami staramy się wydychać powietrze. W pozycji końcowej pozostajemy około jednej sekundy. Jeśli w pewnym momencie poczujemy, że ćwiczenie jest zbyt łatwe, można wyprostować nogi w kolanach. Najlepiej ćwiczyć 3 razy w tygodniu, wykonując za każdym razem 3 serie po 5 do 10 powtórzeń na każdą stronę.
Rozciąganie
Drugie ćwiczenie ma na celu rozciągnięcie mięśni, które są za bardzo napięte po długotrwałym siedzeniu. Tu również potrzebujemy jedynie kawałka wolnego miejsca.
Kładziemy się na boku i zginamy górną nogę w kolanie i biodrze pod kątem 90 stopni. Dolną rękę umieszczamy na kolanie zgiętej nogi. Drugą ręką chwytamy stopę dolnej nogi, a następnie rzyciągamy piętę do pośladków. Jednocześnie napinamy brzuch i pośladek nogi, którą rozciągamy. Utrzymujemy taką pozycję przez 20 sekund do jednej minuty na każde powtórzenie. Wykonujemy 3 serie, naprzemiennie na każdą nogę.
Rolowanie
Ostatnie ćwiczenie polega na zmniejszaniu napięcia mięśni w odcinku lędźwiowym. Tu potrzebujemy niewielką twardą piłkę rozmiaru tenisowej. Leżąc na plecach, umieszczamy piłkę w miejscu wskazanym czerwonym kwadratem na zdjęciu. Następnie zaczynamy przemieszczać piłkę, zatrzymując się w bolących miejscach. Kiedy takie znajdziemy, zatrzymujemy piłkę i czekamy, aż ból ustąpi.
Jeśli nie znajdziemy takich miejsc, to możemy założyć nogę po stronie rolowanej na drugą lub nawet przyciągnąć ją do klatki piersiowej. W ten sposób uzyskujemy lepszy dostęp do mięśni lędźwi.
Zasadniczo, nacisk piłki na bolące miejsca (czyli napięte mięśnie) powoduje stopniowe rozluźnienie, a podciągając nogę wystawiamy się lepiej na nacisk. Osobom, które dopiero zaczynają z tym ćwiczeniem powinna w zupełności wystarczyć pozycja z nogami swobodnie leżącymi na ziemi. Nigdy nie uciskamy piłką kręgosłupa, pracujemy tylko na mięśniach. To ćwiczenie można wykonywać przez około 5 minut na każdą stronę".
Pamiętajmy, że powyżej wymienione ćwiczenia, opisane we współpracy z fizjoterapeutą Michałem Boczkowskim, nie zastąpią wizyty u specjalisty w razie poważniejszych problemów z kręgosłupem.
Pełną wersję artykułu można znaleźć na łamach numeru 2/2021 Robocze News.
To pytanie spędza sen z powiek wielu właścicielom flot maszyn. W numerze 2/2021 Robocze News opublikowano artykuł, w którym można znaleźć parę przydatnych wskazówek.
"Zacznijmy od prostego faktu: czas pracy maszyny nigdy nie jest w całości przepracowany. Coś co brzmi jak największa oczywistość na świecie, kryje bardzo istotną informację. Wedle niektórych szacunków, nawet 40% motogodzin (czasu z włączonym silnikiem) maszyna spędza na biegu jałowym. I wciąż zużywa paliwo. Przypuszczając, że dana maszyna pracuje rocznie 2000 motogodzin, na biegu jałowym spędziła z tego aż 800. To, zakładając, że spala wtedy 5 litrów oleju napędowego na godzinę, daje 4000 litrów zużytych na próżno. Nietrudno policzyć, że przekłada się to na stratę ponad 20 tysięcy złotych rocznie. W przeliczeniu na urobek, zakładając że maszyna przetransportowała 200 000 ton materiału, otrzymujemy około 100 ton na motogodzinę. Po co to liczyć, skoro mowa o paliwie? To proste: w ten sposób uzyskujemy informację o spalaniu nie na jednostkę czasu, a na jednostkę pracy. Jeśli w ciągu roku maszyna spaliła 40 000 litrów paliwa (20 litrów na motogodzinę), to wiemy, że uzyskujemy wynik 20 litrów na 100 ton. Tyle, że ten wynik nie jest rzeczywistą miarą efektywności pracy – stanie się nią, kiedy przystawimy go do wyniku dla samych godzin aktywności maszyny. Przyjmując 40 proc. czasu na biegu jałowym, owe 200 000 ton zostało przetransportowane w ciągu 1200 motogodzin, nie 2000. To daje wynik 167 ton na motogodzinę i około 30 litrów paliwa spalonego na motogodzinę, niecałe 18 litrów na 100 ton. Czy da się jakoś zaoszczędzić na czasie w którym paliwo jest spalane, ale nie przekłada się na pracę? Widać przecież jak na dłoni, że marnujemy mnóstwo cennego płynu, za który przecież trzeba słono zapłacić.
Fachowcy twierdzą, że czas pracy na biegu jałowym można bez większego problemu skrócić o połowę. Zredukowa-nie go do 10 proc. ogólnego czasu pracy graniczy z cudem. To oznacza, że śmiało można przystąpić do realnego oszczędzania nawet połowy pieniędzy uciekających „w powietrze". Przypuszczając, że paliwo kosztuje 5 złotych za litr, przy 40 proc. czasu na biegu jałowym nasza maszyna traci około 20 000 złotych rocznie. Jeśli zejdziemy do 20 proc., straty wyniosą jedynie 10 000 złotych rocznie, a drugie tyle zostanie w kieszeni. Wiele maszyn posiada opcję automatycznego wyłączania silnika lub obniżania obrotów w czasie bezruchu. W niektórych przypadkach można tę funkcję włączyć odpłatnie, niekiedy jest obecna w maszynie jako standard – w każdym razie warto z niej skorzystać! Jeśli jednak nie mamy takiej możliwości, pozostaje drugie wyjście: wprowadzić do pracy reżim wyłączania silnika przy krótkich przerwach. Na przykład wtedy, kiedy operator przewiduje przynajmniej trzy minuty bez pracy".
Pełną wersja artykułu można przeczytać w numerze 2/2021 Robocze News. Zachęcamy do prenumerowania czasopisma oraz zamawiania darmowego egzemplarza.
W najnowszym numerze Robocze News tradycyjnie znajdziecie artykuł – reportaż z wizyty w firmie. Tym razem redakcja zawitała w siedzibie firmy Doorhoof w Luszowicach, gdzie Marcin Knapik opowiedział o kulisach pracy przedsiębiorcy.
"Jak mówi Marcin Knapik, praca przedsiębiorcy to taka niewidzialna praca. Efekty działań na placu budowy widać, powstają wykopy, potem infrastruktura. A praca w biurze albo w samochodzie jest niewidoczna.
– Wielu ludziom może się wydawać, że to żaden wysiłek tak tylko siedzieć pod dachem, ale to nieprawda. Mój syn pewnego dnia zliczył, że wykonałem ponad trzysta telefonów. Wszystkiego trzeba dopilnować, dowiedzieć się, sprawdzić. Pojechać w różne miejsca, skontrolować i ustalić. Spędzić długie godziny nad pisaniem przetargu. Nie ma urlopu, czasem nie ma nawet świąt w spokoju, żeby telefon nie dzwonił, żeby nie było jakiegoś problemu. Każdy ma swój sprzęt: operator ma maszynę, a przedsiębiorca obowiązkowo samochodową ładowarkę do telefonu, bo najlepszy smartfon nie wytrzyma takiej eksploatacji – tłumaczy Knapik.
Rok 2020 i początek 2021 były trudne. To wydaje się dość oczywiste, ze względu na pandemię. Ale nawet bez szalejącego wirusa przedsiębiorca musi zmagać się z wieloma przeciwnościami. Są takie okresy, kiedy trudno jest wygrać przetarg, a potem zacząć pracę. Konkurencja na rynku jest bardzo duża, wiele czasu zajmują rozmowy o kosztorysach, dopracowywanie szczegółów, dyskusje z urzędnikami. Bywa, że czas rozpoczęcia prac przesuwa się nawet o parę miesięcy. – Tak było na przykład w tym roku – zwykle w lutym coś się już „kręciło”, a tym razem zaczęło się dopiero w kwietniu – opowiada Knapik i dodaje, że zdarza się tak, że ktoś się uprze zabrać przetarg, zaniży cenę i choćby miał dołożyć do interesu, nie puści roboty. To nieuczciwe, nie tylko wobec konkurencji, ale też pracowników – no bo na czymś trzeba te ceny zbić, a materiały czy paliwo nie tanieją. Zdarzają się też firmy teczkowe, czyli rynkowe szkodniki, które zaniżają ceny, bo nie mają własnego sprzętu, nie zatrudniają pracowników, skupiają się tylko na wygrywaniu przetargów. Koszta są w takiej firmie mniejsze, wiadomo, bo nie musi inwestować w pracowników ani sprzęt. Cierpią na tym potem inni. A dobra firma powinna doinwestować ludzi. - Zacznijmy choćby od prostych rzeczy jak ubrania robocze czy koszulki z logo. Chciałoby się posłać operatora na kurs czy na Akademię, ale raz że nie zawsze jest z czego wyłożyć, a dwa – trudno o zaufanie do ludzi, kto wie, czy za chwilę inna firma nie zaoferuje operatorowi złotówki więcej na godzinę i takiego pracownika nie stracimy – wyjaśnia Knapik. Ale to nie koniec problemów. W tak specyficznej branży wszyscy w danym regionie się znają. O dobrego pracownika firmy muszą konkurować, podczas gdy nowych ludzi do pracy jest coraz mniej.
Jak wynika z relacji naszych gospodarzy, czasem trudno o kogoś choćby z prawem jazdy. COVID też nie pomógł – dwóch pracowników musiało przerwać pracę, na ich miejsce trzeba było kogoś znaleźć. Nie wspominając już o poszukiwaniu dobrego operatora – takiego, który nie tylko wykopie i trzaśnie drzwiami, ale świadomie podejdzie do pracy. – Niektórym się nie chce choćby nasmarować maszyny. I jeszcze mówi, że nasmarował, a z daleka słychać jak wszystko skrzypi. Potem coś się przez to psuje i mamy dylemat: zwolnić takiego pracownika? Kolejny może się okazać taki sam lub gorszy, a do tego dochodzi sporo problemów z wdrażaniem do pracy. Czasem lepiej takiego jednak zostawić, może nauczy się na błędach. Ludzie nie mają świadomości, że firma działa opierając się na wszystkich. Jeśli przedsiębiorca musi wyłożyć pieniądze na naprawę maszyny, to później może nie mieć na premie dla pracowników albo nowy sprzęt – podkreśla Knapik."
Pełną wersję artykułu można przeczytać na łamach 2/2021 numeru Robocze News. Zachęcamy do prenumeraty oraz do zamawiania darmowego egzemplarza.