Rząd planuje zmiany, które mają wykluczyć z rynku prac budowlanych nieuczciwą konkurencję ze strony firm spoza UE. W przetargach publicznych zamawiający będą mogli odrzucić oferty spoza Unii, w tym głównie z Chin i Turcji.

 

Wszystko ma związek z głośną sprawą z Chorwacji, gdzie w budowie odcinka kolejowego udział brała pewna firma z Turcji. Rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości UE orzekł, że przepisy unijne nie pozwalają na udział podmiotów spoza UE w przetargach. W Dzienniku Gazecie Prawnej czytamy, że założenie to oparto na argumencie, że regulacja rynku zamówień publicznych jest wyłącznym uprawnieniem Unii Europejskiej.

 

Przypomnijmy, że obecnie w Polsce firmy spoza UE mają zlecenia na prace budowlane o wartości 11,5 miliarda złotych - czyli aż 21 proc. kosztów wszystkich kontraktów dla Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Jednym z nich są budowane przez chińską firmę Stecol odcinki autostrady A2 pod Siedlcami i trasy S6 koło Słupska za około 3,6 miliarda złotych.

 

Bardzo aktywne są też firmy z Turcji i Kazachstanu. Turecki wykonawca Kolin Insaat buduje dwa odcinki dróg na wschodzie Polski za łącznie 1,5 miliarda złotych.

 

Jak podają eksperci Dziennika Gazety Prawnej, wycofanie z polskiego rynku zamówień publicznych firm z Chin, Turcji i innych krajów spoza UE może spowodować wzrost kosztów realizacji projektów, a tym samym spadek liczby inwestycji.

 

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Fot.: Maria Lupan (unsplash)

 

Dział: Wiadomości

 

 

Polska – kraj graniczny UE odczuwa wzrost importu jako pierwsza. A ten w przypadku cementu jest naprawdę duży: ponad 100 proc. więcej tego materiału wyjechało z Ukrainy do Polski w pierwszej połowie 2024 roku. Zgodnie z szacunkami, do końca roku import cementu z Ukrainy sięgnie ponad 0,6 miliona ton, a w przyszłym roku może sięgnąć miliona ton

– Przemysł cementowy w Polsce jest najnowocześniejszy w całej Europie, ale niełatwo mu zmagać się z narastającą i nierówną konkurencją z Ukrainy – mówił Krzysztof Kieres, przewodniczący Stowarzyszenia Producentów Cementu, podczas debaty „Rzeczpospolitej”.

Cement trafia do krajów Unii Europejskiej głównie z Ukrainy, z zakładu w Iwano-Frankiwsku, który może wyprodukować przeszło 4 miliony ton rocznie. Krajowe zakłady nie są w stanie konkurować cenowo z ukraińskimi, nie ponoszącymi kosztów emisji dwutlenku węgla.

Cementownie w Polsce muszą płacić za każdą wyemitowaną tonę dwutlenku węgla. Poniesione koszta to obecnie ponad 100 euro za tonę, a prognozy mówią o nawet 150 euro za tonę w 2030 roku. Jednocześnie ograniczana jest pula bezpłatnych uprawnień do emisji, co wynika z polityki klimatycznej UE. I to jeszcze nie koniec: branżę czekają kolejne, ogromne wydatki związane z dekarbonizacją....

Uczestnicy zorganizowanej przez dziennik „Rzeczpospolita” debaty „Budownictwo jak rolnictwo. Czy CBAM, czyli tzw. cło węglowe, jest wystarczającą ochroną dla polskich producentów cementu?” dyskutowali nad możliwościami ochrony miejsc pracy w cementowniach.

– Najbardziej się boimy tego, jak duże będą koszty produkcji cementu w Polsce – mówił Adam Golec z NSZZ „Solidarność” i zapowiedział, że związki zawodowe będą występować do polskiego rządu o ratowanie przemysłu energochłonnego.

Problem importu spoza Unii Europejskiej miał rozwiązać mechanizm CBAM, czyli tzw. "cło węglowe". Ma ono jednak obowiązywać dopiero od początku 2026 roku, a co gorsza, już teraz istnieją wątpliwości co do skuteczności jego działania.

– Źródłem emisji jest produkcja klinkieru. W cemencie może być tego klinkieru 90% albo 50%, więc importer może świadomie dezinformować. Trzeba wprowadzić mechanizm kontrolny, jak odróżnić jeden szary proszek od drugiego i zbadać, jaki ślad węglowy ma dany cement – podkreślił Krzysztof Kieres.

 

Źródło: PAP Biznes, bankier.pl

Fot.: Bernard Hermant

Dział: Wiadomości

 

Zgodnie z opinią rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Anthonego Collinsa, przepisy unijne nie zezwalają na udział wykonawców spoza UE w przetargach na terenie krajów członkowskich.

 

Jeśli słowa Collinsa okażą się prawnie uzasadnione, nasz rynek budowlany może czekać niemałe zawirowanie. Firmy z Chin, Kazachstanu czy Turcji nie mogłyby bowiem wykonywać projektów na terenie Polski. Przykładowo, firma Stecol z Chin zajmuje się obecnie budową odcinków dróg szybkiego ruchu, w tym autostrady A2 w pobliżu Siedlc i S6 koło Słupska. Łączna wartość zleceń drogowych tej firmy w Polsce wynosi 3,6 miliarda złotych. Kolejna chińska firma Aldesa Constructions realizuje cztery kontrakty drogowe, w tym odcinek S7 koło Płońska i S19 koło Krosna.

 

Kolin İnşaat z Turcji posiada obecnie dwa zlecenia drogowe na terenie wschodniej Polski, o wartości około 1,5 miliarda złoych. Parę przetargów wygrały też firmy z Kazachstanu. Gdyby firmom spoza UE uniemożliwić start w przetargach, koszta realizacji przedsięwzięć znacznie by wzrosły, co z kolei spowodowałoby zmniejszenie liczby inwestycji.

 

Polscy wykonawcy zauważają problem z wykonawcami spoza UE, którzy przjemują lokalne projekty.

 

- Zauważamy w ostatnim czasie na polskim rynku kilkanaście firm spoza Unii Europejskiej czy NATO, które nie posiadają tu żadnych zasobów czy historii realizacyjnej – mówił na łamach wnp.pl Maciej Olek, członek zarządu Budimeksu. Paweł Bruger z Mirbudu zwracał też uwagę na zaniżone ceny w przetargach do których podchodzą tacy wykonazwy, a następnie problemy z realizacją kontraktów.

 

Najkorzystniejsze oferty w pięciu na dwadzieścia jeden przetargów na autostrady i drogi ekspresowe złożyły firmy spoza Unii Europejskiej – to w samym 2023 roku. Obecnie 19 kontraktów na drogi o długości 283 kilometrów wykonują podmioty spoza UE. To 16 proc. liczby obecnych kontraktów. Jak wynika z informacji podanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, cztery kontrakty realizowane są przez Aldesa Construcciones Polska wraz z Aldesa Construcciones z Hiszpanii. Właścicielem Aldesa Construcciones jest Grupo Aldesa, której z kolei 75 proc. udziałów należy do China Railway Construction Corporation z siedzibą w Pekinie.

 

- Firmy z Kazachstanu, Turcji i Chin bez zaplecza i historii w Polsce startują w przetargach drogowych i częściowo kolejowych – także wygrywają te przetargi, często po cenach poniżej progu opłacalności. Polskie firmy, a więc firmy funkcjonujące w obszarze gospodarczym UE, mają o wiele trudniejszy dostęp na rynkach innych krajów unijnych jak Czechy, Słowacja czy Niemcy niż firmy spoza UE do rynku polskiego. To jest nielogiczne i szkodliwe dla polskiego rynku inwestycji i polskich firm funkcjonujących tutaj od lat niezależnie od koniunktury – mówił Maciej Olek, członek zarządu Budimeksu.

 

Zdaniem Macieja Olka, uczciwe zasady na rynku przetargowym polegają na tym, że uwzględniane są wszystkie uwarunkowania i aspekty funkcjonowania firm na rynku, z zasadą wzajemności. Polskie firmy nie konkurują o kontrakty na rynku Chińskim czy Tureckim: pokonanie barier wejścia jest niewykonalne. Zdaniem specjalisty, kryteria dostępu do przetargu powinny uwzględniać referencje, ale także realny dostęp wykonawczy i sprzętowy w danym kraju, z uwzględnieniem uprawnień, języka oraz doświadczeń w realizacji inwestycji w lokalnym otoczeniu prawnym i technicznym.

 

Wojciech Trojanowski, członek zarządu firmy Strabag sugeruje, że certyfikacja generalnych podmiotów mogłaby pomóc w zrównoważeniu sytuacji. To, zdaniem Trojanowskiego, uprościłoby proces przetargowy i pozwoli na wyeliminowanie nieuczciwych wykonawców i ograniczy składanie ofert z rażąco niskimi cenami.

 

- Wykonawcom pozwoliłaby na ograniczenie kosztów oraz skrócenie czasu niezbędnego na przygotowanie oferty. Zamawiający zaś otrzymałby narzędzie usprawniające proces weryfikacji wykonawcy w postępowaniu. Należy tu dodać, że takie procedury nie ograniczają konkurencji; co więcej tego typu działania są przewidziane w prawie UE, które daje możliwość przeprowadzenia certyfikacji podmiotów podejmujących się realizacji inwestycji infrastrukturalnych – mówił członek zarządu Strabag.

 

 

Żródło: wnp.pl, gazetaprawna.pl, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad

Fot.: Jamar Penny (unsplash)

Dział: Wiadomości

 

Wraz ze wzrostem urbanizacji zmniejszają się rozmiary sprzętu do budowy dróg - informuje portal Construction Europe. Popularność maszyn kompaktowych, zdolnych do pracy w terenach miejskich jest obecnie najwyższa w historii.

 

Ponad 70% ludności Europy mieszka obecnie w miastach, więc stały rozwój terenów zurbanizowanych będzie niesłabnącym trendem nadchodzących lat. Unia Europejska postrzega je jako centra innowacji, produktywności i wzrostu ekonomicznego, więc chętnie inwestuje w zapewnienie jak największej ergonomii, atrakcyjności i użyteczności. Jednocześnie, wiele przestrzeni miejskich jest przeprojektowywanych; drogi w centrach są coraz częściej transformowane w deptaki bądź ścieżki rowerowe, a główne arterie - przenoszone pod ziemię.

 

To wszystko oznacza stabilny strumień projektów zlecanych firmom pracującym na terenie Unii. Jak doskonale wiadomo, praca w miastach ma swoją specyfikę i wyzwania, zaostrzające się dodatkowo wraz z rosnącymi wymogami dotyczącymi nie tylko emisji spalin, ale również ochrony środowiska przed nadmiarem hałasu, pyłu czy wibracji. Dodatkową trudnością dla firm biorących udział w przetargu jest fakt, że wygrywa zwykle najniższa cena, a tnąc koszty trzeba brać pod uwagę wiele rozmaitych czynników jak choćby logistyka czy ograniczoną przestrzeń. Dlatego jednym z kluczowych elementów jest dobór maszyny.

 

20220202 153304 WNzero emissionactionDW15eEZ17e

Na współczesnym rynku maszyn rysuje się szereg trendów rozwojowych. W związku z coraz powszechniejszymi na zachodzie strefami bez emisji na popularności zyskują maszyny elektryczne. Nietrudno znaleźć oferty praktycznie wszystkich popularnych marek na minikoparki zasilane z baterii. Ale to nie wszystko: na rynku pojawiły się już także elektryczne walce wibracyjne, kompaktowe wozidła czy ładowarki. Gama maszyn jest już na tyle kompletna, że śmiało można szukać w pełni zelektryfikowanych zespołów roboczych na potrzeby prac w mieście.

 

Oczywiście, nie wszystkie kraje europejskie są gotowe na wprowadzenie stref zeroemisyjnych i tam przedsiębiorcom zakup elektrycznych sprzętów może się nie opłacać. Niemniej, współczesne silniki diesla spełniające najświeższe wymogi dotyczące emisji spalin działają w naprawdę "czysty" sposób. Tu też jest w czym wybierać, bo praktycznie wszystkie nowo wyprodukowane maszyny spełniają normy EU Stage V.

 

Europejska Federacja Przemysłu Budowlnego (FIEC), Europejska Federacja Budownictwa i Stolarstwa (EFBWW) oraz Europejska Konfederacja Budowniczych (EBC) zawarły współpracę mającą na celu polepszenie sytuacji na europejskim rynku pracy w sektorze budowlanym. Szacuje się, że budowlanka stanowi około 9,5% produktu krajowego brutto dla całej Unii i jest obszarem zatrudnienia dla 6,1% osób (około 12,7 miliona osób). Jednocześnie, jak czytamy w oficjalnym oświadczeniu, do wprowadzenia Europejskiego Zielonego Ładu kluczowa jest Fala Renowacji, mająca na celu modernizację budynków i powszechne wprowadzenie zeroemisyjnych technologii. Do tego celu potrzebna jest mocna, dobrze wykształcona i chętna do pracy grupa ludzi.

 

Plany organizacji zrzeszonych w porozumieniu obejmują współpracę z instytucjami kształcenia zawodowego, monitorowanie sytuacji na rynku pracy połączone z przewidywaniem wymaganego wykształcenia, umiejętności i kompetencji, pracę przeciwko dyskryminacji, zachęcenie większej liczby młodych ludzi i kobiet do sektora budowlanego oraz promocję kultury nauki przez całe życie.

 

Formularze zgłoszeniowe dla firm i organizacji chcących wesprzeć inicjatywę są otwarte i można je znaleźć na stronach FIEC, EFBWW oraz EBC.

© Wszelkie Prawa Zastrzeżone - 2015
Projekt i wykonanie SYLOGIC.PL