Jak podaje "Raport wynagrodzeń w sektorze przemysłowym 2024" przygotowany przez Grafton Recruitment, pracownicy w sektorach budowlanym i przemysłowym zarabiają mniej niż osoby pracujące w innych branżach. Co więcej, zarobki w budowlance rosną wolniej niż w innych sektorach gospodarki. Przeciętne wynagrodzenie w budowlance to 8136,56 złotych brutto, podczas gdy na przykład w energetyce - 11071 złotych brutto.

 

Raport informuje, że dyrektor kontraktów zarabia do 30 tys. złotych, a kierownicy: od 25 tys. złotych dla kierownika projektu; do 16 tys. złotych dla kierownika robót konstrukcyjno-budowlanych. Inżynier budowy liczyć może na płacę w wysokości 12 tys. złotych, a specjalista ds. wycen - do 11 tys. złotych. Projektant instalacji elektrycznych zarabia tymczasem nawet do 18 tys. złotych, a projektant instalacji sanitarnych - do 16 tys. złotych.

 

Jednocześnie, mimo niepewnej sytuacji na rynku, rośnie zapotrzebowanie na pracowników fizycznych oraz specjalistów branży drogowej, mostowej, kolejowej, sanitarnej czy elektrycznej.

 

 

Źródło: Grafton Recruitment

Fot.: Nik

Dział: Wiadomości

 

Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, firmy budowlane oceniają swoje portfele zamówień podobnie do wyników w czerwcu. Produkcję i sytuację finansową ocenia się nieznacznie lepiej. Ale przewidywania na przyszłość pozostają niekorzystne, podobnie jak miesiąc wcześniej.

 

W niektórych firmach przewidywany jest spadek zatrudnienia, podobnie jak w poprzednich czterech miesiącach.

 

Przewiduje się wzrost cen prac budowlanych i montażowych - również podobnie jak w czerwcu i maju.

 

Barierami dla firm budowlanych pozostają koszta zatrudnienia. W lipcu na tę przyczynę wskazywało aż 72,7 proc. ankietowanych, czyli niewiele więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku - wtedy było to 72,6 proc..

 

W skali roku najbardziej wzrosły trudności wynikające ze zbyt dużej konkurencji na rynku - z 23,3 proc. do 26,4 proc. - ale spadła uciążliwość niepewności ogólnej sytuacji gospodarczej - z 57,3 proc. do 42,8 proc. - oraz kosztów materiałów - z 64,0 proc. do 51,7 proc..

 

Źródło: PAP Biznes

Fot. Danist Soh

Dział: Wiadomości

 

Państwowa Inspekcja Pracy domaga się sankcji dla firm zatrudniających pracowników na czarno. Wśród możliwych kar wylicza się zwrot państwowych funduszy, ulg podatkowych czy zakaz składania ofert przy zamówieniach publicznych – pisze "Dziennik Gazeta Prawna".

 

Jak wynika ze sprawozdania Państwowej Inspekcji Pracy na 2023 rok, w kraju stale pracuje duża liczba osób zatrudnionych "na czarno". Ale ze względu na trudności w wykrywaniu takich sytuacji statystyki mogą nie oddawać skali problemu.

 

"Receptę na to ma jednak PIP. W swoim sprawozdaniu proponuje nowe sankcje dla pracodawców. Obok kar finansowych, które mogłyby zależeć np. od skali naruszenia, postulowane są także środki niefinansowe, skutkujące jednak pogorszeniem sytuacji przedsiębiorcy na rynku. Te propozycje mogą teraz trafić na podatny grunt, bo w ostatnim czasie zapowiedziano powołanie zespołu ds. reformy PIP i przygotowanie nowej ustawy, która sprawi, że inspekcja będzie skuteczniejsza niż obecnie" - czytamy na łamach "Dziennika Gazety Prawnej'".

 

PIP proponuje sankcje takie jak zwrot wszelkiego rodzaju otrzymanych od państwa funduszy, dotacji i ulg podatkowych, a także zakaz składania ofert przy zamówieniach publicznych, czy brak możliwości występowania o stażystów i wieloletni zakaz zatrudniania cudzoziemców.

 

Zdaniem przedstawicieli PIP, takie metody karania nieuczciwych pracodawców byłyby bardziej dotkliwe niż kary pieniężne. Podobne sankcje funkcjonują w innych krajach Unii Europejskiej. Wśród postulatów PIP jest również zmodyfikowanie systemu kar finansowych. Dziś za powierzanie pracy na czarno grozi grzywna od tysiąca do 30 tysięcy złotych. Inspekcja domaga się, by jej wysokość była bardziej odczuwalna i zależna od liczby nielegalnie zatrudnionych osób.

 

Dział: Wiadomości

Pracownicy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów za zgodą sądu dokonali przeszukania siedzib firm Dino i Biedronka w związku z podejrzeniem nielegalnych praktyk w postaci zmowy na rynku pracy. Podejrzani są przedsiębiorcy, którzy mogli zawrzeć porozumienie o nie konkurowaniu o pracowników. Pracownicy UOKiK sprawdzają też, czy tego rodzaju działania nie były kierowane przez sieci handlowe Jeronimo Martins Polska i Dino Polska.

 

W jaki sposób tego rodzaju zmowy są szkodliwe dla rynku pracy? Mianowicie, firmy transportowe mogły nie zatrudniać u siebie kierowców pracujących u innych uczestników zmowy. Z kolei właściciele sklepów mogli narzucać stosowanie się przez przewoźników do ustalonych zasad. Mogłoby to polegać na tym, że przedsiębiorca, którego pracownik odszedł z pracy bez porozumienia z nim, "blokował" taką osobę. Wówczas kierowca miałby odciętą ścieżkę zatrudnienia u innego przewoźnika obsługującego dane centrum dystrybucyjne.

 

Tego rodzaju zmowy mogą prowadzić do obniżenia wynagrodzeń dla pracowników.

 

Jak informuje UOKiK, dochodzenie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko konkretnym przedsiębiorcom. Jeśli podejrzenia okażą się zasadne, prezes Urzędu rozpocznie postępowanie antyponopolowe i postawi zarzuty. Za udział w porozumieniu ograniczającym konkurencję grozi kara finansowa w wysokości do 10 proc. obrotu przedsiębiorcy. Menedżerom odpowiedzialnym za zawarcie zmowy grozi z kolei kara pieniężna w wysokości do 2 mln złotych.

 

By zwiększyć świadomość przedsiębiorców i pracowników na temat nielegalnych praktyk, UOKiK wydał specjalny poradnik "Zmowy i nadużycia na rynku pracy". W prostej formie przekazuje on najważniejsze zasady wynikające z prawa konkurencji i pracowników.

 

W opracowaniu znajdziemy opisane historie osób znajdujących się w rozmaitych sytuacjach na rynku pracy. Na ich przykładach można lepiej uświadomić sobie w jaki sposób nielegalne praktyki na rynku pracy szkodzą wszystkim zaangażowanym stronom.

 

Źródło: UOKiK
Fot.: Marten Bjork

Dział: Wiadomości

 

Firma XCMG Machinery rozpoczęła program szkoleń przekrojowych dla swoich pracowników zatrudnionych w światowej centrali XCMG. W ten sposób planowane jest podniesienie kompetencji w zakresie zarządzania projektami dla ponad 1000 pracowników, obejmujące konserwację zapobiegawczą czy konsultacje sprzętowe i techniczne.

 

Brak wykwalifikowanych pracowników dotyka branży budowlanej na całym świecie i jest szczególnie odczuwalny w krajach o zaawansowanej infrastrukturze, takich jak USA czy Kanada, czy tych o dużym tempie rozwoju, jak Indie i RPA. XCMG celuje w stworzenie zasobu w postaci grupy wykwalifikowanych pracowników wspierających wykonawców i inwestorów pragnących oferować wydajne procesy budowlane. Szkolenia mają być nakierowane na konkretne rynki międzynarodowe.

 

Do dziś XCMG przeprowadziła ponad 300 specjalistycznych szkoleń po ponad 1300 godzin, w których brało udział niemal 2000 osób z 30 krajów. Centrala firmy opracowuje indywidualne inicjatywy szkoleniowe dostosowane do lokalnych rynków. Wdrożono je już w Azji Południowo-Wschodniej, Azji Środkowej, Indonezji i RPA, gdzie spotkały się ze znakomitym odbiorem.

 

Głównym celem programu jest połączenie wiedzy teoretycznej z praktyką poprzez symulowane ćwiczenia uwzględniające zróżnicowane sytuacje, takie jak obsługa czy konserwacja. Uczestnicy mieli okazję przećwiczyć naprawy i serwisy, które mają przydawać się w utrzymywaniu sprzętu w dobrym stanie i minimalizacji przestojów.

 

Źródło: XCMG Machinery

Dział: Wiadomości

 

Zgodnie z informacjami Światowego Forum Ekonomicznego, na każde 100 roboczogodzin przypada już 29 godzin pracy automatycznej. W 2025 roku stosunek ma przeważyć na rzecz robotów, a w 2030 roku roboty mogą obejmować już aż 7,3 miliona stanowisk pracy. Jak ten kierunek rozwoju ma się do sytuacji w Polsce? Szacuje się, że u nas potencjał zautomatyzowania ma aż 1/3 wszystkich stanowisk pracy. 

 

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości wskazuje, że najbardziej uzasadnione jest wprowadzanie robotów tam, gdzie czynności wykonywane przez człowieka są powtarzalne i ściśle zdefiniowane, na przykład w przemyśle. Automatyzacja pracy ma poza tym dość oczywiste zalety, w postaci maksymalizacji wydajności czasu pracy, a także odseparowanie pracowników od potencjalnie szkodliwych warunków pracy. W naszych czasach coraz trudniej też o znalezienie pracowników, i tu roboty również mogą się okazać bardzo pomocne. 

 

W tym kontekście ciekawe są dane Międzynarodowej Federacji Robotyki, zgodnie z którymi w 2020 roku na 10 tysięcy polskich pracowników przypadały jedynie 52 maszyny. W tej kwestii liderem jest Korea Południowa, gdzie na tę samą liczbę pracowników przypada aż 931 robotów, a na kolejnych miejscach znajdują się Singapur z 605 robotami, Japonia z 390 robotami czy Niemcy z 371 robotami na 10 tysięcy pracowników. Widać jednak też jasny trend, bowiem w 2019 roku polski przemysł znalazł się wśród 15 państw z największą liczbą nowych robotów. 

 

Tymczasem wśród pracowników chęć do pracy spada. "[...] ponad 50% dostępnej na rynku pracy siły zawodowo aktywnej stanowią millenialsi. Doskonale wiemy, jak trudno jest zachęcić młodych ludzi do realizacji powtarzalnej, nudnej pracy, która nie daje szybkiej gratyfikacji w postaci satysfakcji. W efekcie czego, młodzi ludzie, dziś dużo szybciej niż dwie dekady temu, postanawiają zmienić pracę. Wskaźniki rotacji pracowników, szczególnie młodych, są najwyższe w historii. W roku 2022 odnotowano najwyższe w historii współczynniki rezygnacji pracowników z pracy. Wskaźniki zarówno deklaracji chęci odejścia z pracy, jak i faktycznego odejścia są najwyższe. Potwierdzają to zarówno badania przeprowadzone na świecie, jak i w Polsce. Co więcej, rosną oczekiwania jakości życia młodych pracowników, wchodzących na rynek pracy i z całą pewnością należy spodziewać się, że wynagrodzenia będą wzrastały w Polsce w tempie znacznie wyprzedającym inflację" – mówił dr Piotr Wiśniewski, CEO Platformy DBR77.

 

Co ciekawe, zgodnie z Eurobarometrem, aż 72% Europejczyków twierdzi, że nowoczesne technologie i roboty "kradną ludziom pracę", podczas gdy Global Risk Report z 2017 wykazał, że automatyzacja przyczyniła się dotychczas jedynie do powstania nowych stanowisk pracy - tyle, że innych, niekiedy nawet zastąpionych całkowicie nowymi. 

 

 

Źródło: biznes.meble.pl

Fot. Possessed Photography

 

Jak szacuje Polski Związek Pracodawców Budownictwa, z polskich placów budowy ubyło od 90 do 100 tysięcy osób. To efekt wybuchu wojny na Ukrainie. Jednocześnie, obserwowany obecnie spadek aktywności rynku może spowodować, że nawet niewielkie firmy dadzą sobie radę, w oczekiwaniu na ponowny "rozruch" w latach 2024 - 2026.

 

 

Zgodnie z szacunkami specjalistów z Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, jeszcze niedawno na polskich budowach pracowało około 400 - 500 tysięcy obcokrajowców, z czego 80% stanowili obywatele Ukrainy. Teraz, kiedy rozpoczął się konflikt zbrojny, około 20 - 30% tych osób wróciło w rodzinne strony. To właśnie wspomniane wyżej 90 - 100 tysięcy pracowników, na których opierały się przede wszystkim małe i średnie przedsiębiorstwa. W tych sektorach, jak informuje GUS, ponad 40% firm narzeka na niedobór siły roboczej.

 

 

Tymczasem, w latach 2024 - 2026 przewiduje się kumulację robót budowlanych, przy których bardzo potrzebna będzie siła robocza. Polska budowlanka musi zwrócić uwagę na pracowników zagranicznych pochodzących z krajów innych niż Ukaina - tu wskazuje się głównie Białoruś, Mołdawię, Kaukaz, Gruzję, a także Uzbekistan czy Tadżykistan.

 

 

Badania GUs PZPB wskazują, że zdecydowana większość firm budowlanych postrzega obecną sytuację na rynku jako złą - aż 77,3% firm uznało wzrost cen materiałów budowlanych za barierę w swojej działalności. W drugiej kolejności firmy wskazują rosnące koszta zatrudnienia jako czynnik hamujący - w maju 2022 roku koszty te wzrosły o około 19,5%.

 

Fot. sol

Dział: Wiadomości
© Wszelkie Prawa Zastrzeżone - 2015
Projekt i wykonanie SYLOGIC.PL